Z Krynicy Górskiej do Krynicy Morskiej

Z Krynicy Górskiej do Krynicy Morskiej, Kuba Terakowski

14.09.2008, Krynica Zdrój – Roztoka, 77 km

Dworzec PKP w Krakowie, proszę o bilet na rower, dostaję bilet dla psa... Nie mam czworonoga, mam dwa kółka, więc wymieniam. W pociągu do Krynicy poznaję Przemka, od razu znajdujemy wspólny język. Grzeją pomimo września, bo na zewnątrz zrobiło się dzisiaj okropnie zimno, aż się nie chce wysiadać...

Wysiadamy! Pstrykamy pierwsze zdjęcia i ruszamy w drogę, jest godz. 11.30, przed nami ponad 800 km – wielka niewiadoma... Krynica żegna nas długim podjazdem, ale już do Berestu fruniemy w dół imponującymi serpentynami. I wcale nie jest nam przyjemnie, bo normalnym trybem taki zjazd byłby wymarzony, ale jest tak zimno, że aż trudno wytrzymać. Oddycham z ulgą gdy droga robi się płaska i z niechęcią stwierdzam, że za zakrętem jest kolejny zjazd. Chyba po raz pierwszy w życiu bez entuzjazmu myślę o drodze w dół...

Za Bobową zjeżdżamy z głównej drogi, skręcamy w stronę Bruśnika. Pierwszy podjazd jest tak stromy, że „trawersujemy” asfalt, na widok drugiego zgodnie uznajemy, że pokonywanie tego wzniesienia byłoby niepotrzebnym wysiłkiem, więc wprowadzamy rowery na szczyt.

W Zakliczynie robimy zakupy i bez większych problemów znajdujemy naszą pierwszą kwaterę – miłą „agroturystykę” w Roztoce. Przejechaliśmy prawie 80 km, ciężkie chmury wisiały nam nad głowami cały dzień, ale nie spadła ani kropla deszczu. Magda przysyła SMS’em informacje o prognozie pogody na jutro, ma padać...



15.09.2008, Roztoka – Pińczów, 97 km (łącznie: 174 km)

Nie pada, więc jedziemy bez zbędnych przerw, by wykorzystać sprzyjającą aurę. I pomimo ciemnych chmur towarzyszących nam nieustannie, docieramy do mety etapu przed deszczem.

Startujemy ruchliwą trasą w stronę Wojnicza i niemal od razu „zaliczamy” zbyt bliskie spotkanie z wyprzedzającą nas ciężarówką. Czy kierowca naprawdę nie ma świadomości, że igra z naszym życiem, czy też jest mu to zupełnie obojętne?

Za Wojniczem skręcamy w boczną drogę, by dzisiaj już przez cały czas jechać spokojnymi trasami. Największe wrażenie – może przez kontrast - robi na nas pierwszy taki cichy odcinek - w Łętowicach, aż szkoda, że ta droga nie prowadzi nad Bałtyk, chociaż nasza droga właśnie tędy tam prowadzi...

Wciąż wieje bardzo silny wiatr, ale sprzyja nam wyjątkowo, bo ostro dmucha w plecy. Promem w Otfinowie przeprawiamy się przez Dunajec, a następnym – w Ujściu Jezuickim, przekraczamy Wisłę. Po drugiej stronie – w Opatowcu – dwóch miejscowych niemal zmusza nas do zobaczenia kościoła, ulegamy bez oporu chociaż to nam trochę nie po drodze.

Już o godz. 15.00 meldujemy się na kwaterze w Pińczowie. Za 25 złotych mamy dla siebie całe piętro w pustym budynku – cztery sypialnie, pokój telewizyjny, kuchnię i łazienkę. Włączam telewizor – powtarzają się dwa tematy – Tour de Pologne (oglądam chociaż sport mnie nie interesuje, ale czuję dziś dziwną solidarność z kolarzami) oraz pogoda – czyli zima we wrześniu, w całej Polsce temperatury spadły do listopadowych. Czujemy to...

Około 19.00 zaczyna padać. Prognozy na jutro są bezlitosne...



16.09.2008, Pińczów – Sielpia, 105 km (łącznie: 279 km)

Pada. Cały dzień jedziemy w deszczu, nie jest ulewny, ale nawet na moment nie przestaje kropić. Można się przyzwyczaić, najtrudniej jest wyjść spod dachu.

Jadę w pelerynie z PCV, która całkiem dobrze chroni przed deszczem, bo na mecie w Sielpi mokre mam tylko rękawy, nogawki i buty. Przemek przyjeżdża trochę bardziej przemoczony. Sakwy mamy wilgotne także w środku, lecz ekwipunek zawinięty w worki foliowe pozostał nietknięty.

Zarezerwowałem tu zwyczajny domek kempingowy, ale dostajemy grzejnik. I całe szczęście, bo bez ogrzewania nic by nam nie wyschło, a i temperatura jest niezbyt komfortowa – ledwie siedem stopni.

Zgodnie stwierdzamy, że dzisiejszy etap turystycznie i krajoznawczo był najciekawszy z dotychczasowych. A ściślej – byłby najciekawszy gdyby nie pogoda, która nie pozwalała w pełni cieszyć się widokami. Deszcz, wiatr i chłód skutecznie zniechęcały do zatrzymywania się po drodze. Nie robiliśmy zdjęć – szkoda, bo wiele odcinków bocznych dróg i szlaków wartych było utrwalenia. Nie ma też fotografii z kopalni odkrywkowej i kamieniołomów w rejonie Miedzianki, gdzie dość niespodziewanie wpadliśmy niemal w sam środek potężnych wyrobisk – pomiędzy gigantyczne hałdy, koparki, spychacze, sznury ciężarówek i napisy „wstęp wzbroniony”. Z trudem wydostaliśmy się stamtąd zbryzgani błotem o specyficznym, kremowym kolorze. Nie udokumentowaliśmy też bezdroży na które, w dobrej wierze skierował nas tubylec w rejonie Nowka, bo przecież tamtędy prowadzi najkrótsza i najprostsza droga do Węgrzyna... Droga? Najprostsza? Może dla miejscowych, którzy doskonale znają te okolice, ale nie dla nas. My po kolejnej nieudanej próbie przebicia się przez mokre chaszcze postanawiamy jednak zaufać mapie...

Dzwoni Magda, prognozy pogody na jutro mamy nieco lepsze. Dzwoni też Madzia, obiecuje przywieźć smar, gdyż – wstyd przyznać – obydwaj z Przemkiem uznaliśmy, że skoro rowery są po przeglądach, to łańcuchy nie będą wymagały konserwacji na trasie, ale dzisiejszy deszcz skutecznie wypłukał wszystkie ogniwa.

Jemy czosnek, na początku tylko rano, a dzisiaj także wieczorem, bo przy takiej pogodzie warto w ten sposób wzbogacić sobie dietę.


17.09.2008, Sielpia – Inowłódź, 73 km (łącznie: 352 km)
[...]
Cała relacja opublikowana zostanie w grudniowym numerze magazynu "Rowertour".

18.09.2008, Inowłódź - Łowicz, 84 km (łącznie: 436 km)
[...]
Cała relacja opublikowana zostanie w grudniowym numerze magazynu "Rowertour".

19.09.2008, Łowicz - Płock, 77 km (łącznie: 513 km)
[...]
Cała relacja opublikowana zostanie w grudniowym numerze magazynu "Rowertour".

20.09.2008, Płock - Brodnica, 113 km (łącznie: 626 km)
[...]
Cała relacja opublikowana zostanie w grudniowym numerze magazynu "Rowertour".

21.09.2008, Brodnica - Budzisz, 103 km (łącznie: 729 km)
[...]
Cała relacja opublikowana zostanie w grudniowym numerze magazynu "Rowertour".

22.09.2008, Budzisz – Krynica Morska, 87 km (łącznie: 816 km)

Śpię kiepsko, bolą mnie ręce, wciąż mam wrażenie, że są stale ścierpnięte – to od opierania się o kierownicę. Chyba jadę w niezbyt właściwej pozycji.

Prognozy pogody nie sprawdzają się, nie pada aż do Krynicy Morskiej, lecz słońca oczywiście nie widzimy. Natomiast robi się nieco cieplej, po raz pierwszy od startu zdejmuję wiatrówkę i przez kilkanaście kilometrów gnam w samej koszuli.

W Gronowie żegnamy Madzię, a spotykamy Tomka, który wyjechał nam naprzeciw. W naszym kierunku zmierza też „Komitet Powitalny” w składzie: Dorota i Oskar, jednak pociąg, którym wiozą rowery spóźnia się tak bardzo, że dogonią nas dopiero na mecie.

Fruniemy z wiatrem w plecy przez Żuławy Wiślane do Sztutowa, gdzie skręcamy na wschód. Około godziny 14.00 wjeżdżamy do Krynicy Morskiej, zaczyna padać deszcz... Aż trudno uwierzyć, że cała ta droga przechodzi już do historii. Tradycyjnie „pstrykamy” sobie zdjęcia pod remizą i postanawiamy, że pojedziemy jeszcze dalej – do granicy w Piaskach.



22.09.2008, Krynica MorskaPiaski (granica państwa) – Krynica Morska, 36 km (łącznie: 852 km)

Szlaban zatrzymuje nas tuż po godz. 16.00, licznik pokazuje 834 km od Krynicy Zdrój, nie mamy wyboru, stąd można już tylko jechać z powrotem. Zaglądamy jeszcze nad Bałtyk i wracamy na kwaterę, gdzie oprócz Doroty i Oskara czekają na nas jeszcze Marek i Michał – godna reprezentacja gdańskiej grupy Ride With Me.

Ręce ścierpnięte do bólu przez całą noc nie pozwalają mi spokojnie spać.



23.09.2008, Krynica Morska – Gdańsk, 66 km (łącznie: 918 km)

Pędzimy przez Mierzeję Wiślaną, kropi ale to drobiazg.

Na promie w Świbnie ktoś pyta nas czy jedziemy z Krynicy, odpowiadamy zgodnie z prawdą, że owszem – nie wyjaśniając, iż z tej w Beskidach.

Tuż przed Gdańskiem wyjeżdżamy na E77, niestety nie pamiętam bocznych dróg, którymi można ominąć tę ruchliwą trasę.

Śmierć ociera się po kolei o Mariusza, mnie i Przemka. Ma postać rozpędzonego TIR’a, który wyprzedza nas w odległości dwudziestu centymetrów...

Na Długim Targu, pod pomnikiem Neptuna, młoda dziewczyna pyta skąd przyjechaliśmy. Tym razem odpowiadam precyzyjnie. Częstuje nas jeszcze ciepłymi drożdżówkami z budyniem czekoladowym. Są pyszne! Dziękujemy!

Mariusz z wrażenia „łapie gumę”... Tak, właśnie tutaj – na Starym Mieście w Gdańsku. To pierwsza awaria na naszej trasie, skoro nie mogła nas ominąć, to wybrała najlepsze miejsce. Idziemy na dworzec, żegnamy się, jadę do Magdy.

Z przyzwyczajenia sprawdzam prognozę pogody – chmury, które nadciągnęły nad Polskę w przeddzień naszego startu, jutro mają definitywnie odpłynąć. Wraca słońce, nadchodzi ciepła, złota jesień.

A ja nie żałuję tej drogi pod chmurami, w chłodzie, wietrze i deszczu. To była bardzo dobra droga! Dziękuję Wam – Magdo, Madziu, Przemku i Mariuszu.

Kuba Terakowski

UCZESTNICY:
- Magdalena Chełmicka
- Kuba Terakowski
- Przemysław Wosik
- Magdalena Zielony

ZDJĘCIA:
http://picasaweb.google.com/terakowski/Dwie_Krynice

KWATERY:
Roztoka 11, tel. 662 614195, **
Pińczów, ul. Podemłynie 18, tel. 506 633857, **
Sielpia, ELJOT - ul. Staszica 13, tel. 602 339007, ***
Inowłódź, Nowy Dwór - Zakościele 67, tel. 608 636712, ***
Łowicz, ANETA - ul. Powstańców 12, tel. 046 8370448, *
Płock, Róża - ul. Wiśniowa 11, tel. 608 203022, *
Brodnica, ul. Pomorska 17, tel. 501 665912, **
Budzisz 1, tel. 691 740330, ***
Krynica Morska, ul. Nafciarzy 12, tel. 503622736, ***

Subiektywna skala oceny jakości kwater:
* - ujdzie
** - przyzwoita
*** - zacna

Avatar użytkownika Kuba Terakowski
Kuba Terakowski
Komentarze 3
2008-09-26
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Grzegorz Binkiewicz
Grzegorz Binkiewicz
27 październik 2008 20:10
Oooo kurka 🙂 superowo 🙂 gratuluję wyprawy, kondycji i wytrzymałości 🙂
Avatar użytkownika Darek
Darek
26 wrzesień 2008 22:31
Ja również gratuluję wytrwałości i samozaparcia. Przejechany dystans prawie 1000 km rowerem w nie najlepszych warunkach wart jest uznania. Gratuluję i pozdrawiam.

26 wrzesień 2008 16:33
Konto użytkownika zostało usunięte
Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024