Tatry 2014

, Magdalena
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

Długo planowany wyjazd według wcześniejszych ustaleń doszedł do skutku mimo ciągłych informacji o fatalnej aurze panującej w Zakopanym. Cóż... urlop ustalony trzeba jechać. Tym razem więcej wolnego, bo aż siedemnaście dni. Wyjeżdżamy z niedzieli na poniedziałek (20/21 lipca) w nocy o 1:50 mrągowskim PKSem, który wiezie nas przez sześć kolejnych godzin, by na 7:30 dowieźć nas na miejsce. Dotaczamy się z bagażem na 10 dni na nogach do Drogi na Szymaszkową pani Anieli. Szybko wypakowujemy się pobieżnie, śniadanie, herbatka i na szlak. Pełne słońce, błękitne niebo, ruszamy na Sarnią Skałę, żeby rozgrzać zastane kości. Wchodzimy w Dolinę Strążyską (czerwony szlak). Na rostaju należy skierować się na czarny szlak w lewo. Najpierw jednak kierujemy się wraz z żółtymi znakami nad Siklawicę. Uroczy zakątek, jednak zbyt zaludniony jak na nasz gust. Po krótkiej pauzie i wyminięciu cudem kilku wycieczek kierujemy się na właściwą trasę. Na Sarnią prowadzi około 50-minutowy odcinek pnący się dość łagodnie pod górę, z którego wchodzimy na czerwoną przełęcz (1301). Od celu oddziela nas już tylko 10-minutowy skałkowy odcinek raczej nie skomplikowany i tak po 2 godzinach cel został osiągnięty, czyli jak na Tatrzańskie realia, w tempie błyskawicznym – Sarnia Skała (1377). ze skały piękna panorama przede wszystkim na Giewont – z jednej strony, z drugiej na zabudowania. Ludzi tutaj też sporo, ale wystarczy odejść kawałek dalej, na boczne skałki, by zaznać trochę spokoju. Powrót Doliną Białego. Dolinka malownicza i polecana, jednak jej pełnego uroku nie było nam dane poznać, ponieważ targnęła na nas ściana deszczu, a ścieżka zamieniła się w mulisty strumień. Widząc z dala granatowe chmury postanowiliśmy nie bawić dłużej na szczycie, jednak deszcze okazał się być szybszy... Pierwszy dzień ochrzczony, a że z rana piękna pogoda była, a marsz krótki, nie zaopatrzyliśmy się w nic przeciwdeszczowego, więc stwierdzenie zmoknąć nasiliło swe znaczenie :] powrót: buty na bojler, ubrania na sznury.

Jak się okazało kolejne dni wcale nie zapowiadały się lepsze... tylko my byliśmy już lepiej przygotowani. Niestety trzy kolejne dni nie były bardziej łaskawe. Lało od rana do wieczora. Jedyne co nam pozostało to muzea. Całe Muzeum Tatrzańskie zwiedziliśmy rok wcześniej, więc teraz udaliśmy się do Galerii Miejskiej, zwłaszcza, że przyuważylismy baner z reklama wystawy grafik Rubensa, nie darowałabym sobie mieć okazję i nie zobaczyć tych arcydzieł. Miód dla oczu. Udało nam się w końcu zajrzeć do Muzeum Misiów, które zauważyliśmy już rok temu, ale czasu już brakło na odswiedziny, a w muzeum tym można między innymi zobaczyć misia Jasia Fasoli. Wybraliśmy się też do Domu do góry nogami, który okazał się być lepszy od karuzeli. Zastanawiająca była tabliczka przy wejściu, że przebywanie tylko 5 minut, bo i czemu tak krótko, po owych 5 minutach już wiedzieliśmy... błędnik dostaje obłędu ;] zaopatrzylismy się nawet w dwa opakowania bierek...

wejście doliną strążyską, Magdalena
wejście doliną strążyską, Magdalena

W końcu w jednym z kolejnych dni udało się wyjść na szlak, a skoro niebo się ładnie wypogodziło, postanowiliśmy ruszyć na zachodnie – wybór padł na Starorobociąński Wierch. Jedziemy więc pod Dolinę Chochołowską i tam zaczynamy drogę. W dolinie jak na wielu szlakach trwa zrywka drzew, zbocza górujące nad doliną zawsze zielone, teraz świeciły pustką, a pod nogami spora dawka błota. W pewnym momencie skręcamy w lewo za drogowskazem na Iwaniacką Przełęcz, gdzie miały nas zaprowadzić żółte znaki. Najpierw czekała nas błotnista przeprawa przez drogę rozjężdżoną maszynami pracującymi przy drzewie. Można było sobie poradzić przeprawiając się po ułozonych pniach i po runie. Po chwili skręcamy (na całe szczęście) już mniej grząską ścieżką na lewo i dochodzimy do Polany Iwanówki, gdzie zatrzymujemy się na chwilę. Przemierzamy szlak dalej i w pewnym momencie konsternacja... dobrze idziemy? Gdzie jest szlak? No właśnie ... szlak szlak trafił... na szczęście nie wycofujemy się i przez gruzowisko wydostajemy się na wlaściwą drogę. Tutaj ścieżka zaczyna piąć się pod górę, by w pewnym momencie po przekroczeniu strumienia zrobić się dość stromą. Przez większość czasu droga tak wyglądała, na szczęście wiodła lasem, przez co ciagle panowała rześka atmosfera. Po tych przygodach wychodzimy na Przełęcz (1459), którą tworzy dość zarośnięta polana, a na niej drogowskaz kierujący na Ornak – kolejny punkt dnia dzisiejszego. Wchodzimy zielonymi znakami 400 metrów wyżejcały czas pnąc się stromo pod górę, by w końcu osiągnąć grzbiet Ornaku (1854). trzeba przyznać, że ten odcinek daje w kość, ale warto dla widoków widzianych z grzbietu. Mijamy skalisty szczyt, Siwe Skały, na których przysiadły kruki – piekny widok – dobrze, że za nami, ponieważ chcąc kierować się wierzeniami nie powinniśmy się wracać, ale i tak nie mieliśmy zamiaru. Docieramy do Siwej Przełęczy (1812) wśród kłębiących się chmur, gdzi edrogowskaz kieruje nas na Starorobociański Wierch, jednak z powodu deszczu i małej ilości czasu musimy zrezygnować ze wspinania się tam, do tego pomruki burzowe też dały o sobie znać. Decydujemy się zejść czarnym szlakiem wiodącym Doliną Starorobociańską. Szlak dość osuwisty, ale bywają gorsze pod tym względem :] udaje nam się nie zmoknąć zbyt mocno. Końcówka szlaku wiedzie przez las i w pewnym momencie spotykamy dobrze nam już znane błocko, ponieważ wychodzimy w punkcie wejścia. Z tego miejsca grzęzaiwsko ciągnie się na dłuższą odległość i znów slalom by stąpnąc gdzieś, gdzie człowiek nie zapadnie się do kostek. Potem już dobrze znana droga do wylotu Doliny Chochołowskiej. Ubłoceni i styrani docieramy do bazy.

Kolejny dzień pobudka wcześnie rano, znów zapowiada się ładny dzień, więc decydujemy się na Przełęcz Krzyżne. Co przyniesie nie wiadomo, ale wyruszamy w drogę. Ponieważ trasa zapowiada się nie krótka wybieramy prostszą drogę, czyli przez Skupniów Upłaz. Szlak ten aż do samej Hali Gąsienicowej pnie się łagodnie i bardzo malowniczo, cały czas niebieskimi znakami.. w ten sposób docieramy do Przełęczy między Kopami (1499), gdzie zbiega się z wyjściem z Doliny Jaworzynki, dalej szlaki łączą się i wciąż na niebiesko schodzą do schroniska. A przy schronisku tłum ludzi i… czarne chmury… nóż się w kieszeni otwiera, ale cóż poradzić, dobrze, że w ogóle gdzieś się maszeruje, a nie tylko siedzi za oknem, czekając na nagłą zmianę aury. W drogę powrotną wyruszamy Doliną Jaworzynki (żółty szlak). Szlak ten zarówno w swych dolnych jak i górnych partiach jest godny polecenia, jednak tym razem przyspieszamy kroku, ponieważ czarne chmury rozlewają się coraz gęściej i prawie do nas sięgają. Udaje się nam wskoczyć do Muzeum w Kuźnicach, a za nami zostaje ściana deszczu. Tym razem nam się udało.

, Magdalena
, Magdalena

Kolejny dzień, kolejna próba… naprawdę ładnie się wypogodziło… cisza przed burzą?... okaże się… W każdym razie wyruszamy na Giewont. Kroczymy Doliną Małej Łąki (żółte znaki). Błękitne niebo nad głową, a słońce skwarzy konkretnie, do tego piękna trasa, którą przemierzamy oboje po raz pierwszy… czegóż chcieć więcej. Z Wielkiej Polany roztacza się niesamowita panorama na otaczające szczyty między innymi samego Giewontu w dali, widoczne jest też tzw. Siodło oraz skaliste Turnie. Można poczuć się tutaj bardzo malutkim. Z Polany wchodzimy w las, a dalej już wychodzimy w bardziej strome partie, między innymi ścieżki ze skośnych płyt i głazów, w dalszej części drogi docieramy do głazistego żlebu. Spore osuwisko, jest ślisko, a podłoże jest ruchome, ale nie jest gorzej niż na innych tego typu trasach. Żleb wyprowadza nas na drogę wśród kosodrzewiny. I tak serpentyną docieramy do Kondrackiej Przełęczy (1725). Między czasie coś zaczyna kropić… na przełęczy już chmury wyszły słońcu naprzeciw dość solidnie, teraz deszcze stał się mocniejszy, a potem było już tylko weselej… :] Giewont poszedł spać wśród mgieł i chmur, a my się kulimy w swych deszczochronach przed gradobiciem. Docieramy tak do Wyżniej Kondrackiej Przełęczy, ale na sam Giewont nie ma mowy by wchodzić, ponieważ burza zbliżała się szybkimi krokami, a jej pomruki przeradzały się powoli w łomot. Chodź byli i tacy szaleńcy, co mimo wszystko postanowili wdrapywać się na szczyt, a byli i tacy, którzy zdecydowali się na spacerek do Kasprowego Wierchu. My bardziej bojaźliwi, postanowiliśmy zejść do Doliny Strążyskiej. Ślisko niemiłosiernie, do tego dolinka jest dość stroma, ponabijana skałami, przy tym skośnymi. Jednak wybór padł na tą dolinkę by nie stracić już do końca wszystkich uroków tego dnia, a trzeba przyznać, że trasa czerwonymi znakami dostarcza wielu zachwytów. Pokonując powoli i uważnie zejście do Siodła i zbocza Grzybowca wychodzimy na bardziej przyczepny grunt do Przełęczy w Grzybowcu (1311). Tutaj już spokojnie lasem chodź dalej śliskimi głazami schodzimy do dolinki i wychodzimy na prostą, ale deszcze nie omieszkał o nas zapomnieć, bynajmniej. Zostaliśmy jeszcze raz zlani już tam na dole, cóż… i tak się nie poddajemy.

Innego dnia udaje nam się przebrnąć w suchości całą trasę, chodź dość krótką i chyba tylko dlatego w trakcie nas nic nie złapało :P podjeżdżamy do Doliny Kościeliskiej, idąc sobie zielonym szlakiem, musimy pilnować zejścia na lewo w żółty szlak prowadzący do Wąwozu Kraków, który znajduje się za Polaną Pisaną. Trudno zaprzeczyć, że wąwóz jest ciekawym tworem, ziejącym ponurą aurą; stosunkowo wąski korytarz między wysokimi skałami wyrzeźbiony pomiędzy wapieniami, a pod nogami głazy ruchome omszałe, dość mroczno. Trochę sprawiało do wrażenie wąwozów ojcowskich. Wychodzimy na otwartą przestrzeń, gdzie po lewej stronie góruje stroma skała, a w niej powyżej ścieżki otwór Smoczej Jamy na wysokości 1100, która oddzielona jest od ziemi prawie pionową ścianą. Więc jak się do niej dostać? Ano po drabince przymontowanej do owej skały, a gdy skała staje się bardziej ‘postrzępiona’ asekurują nas łańcuchy. Po niedługiej wspinaczce zauważamy wlot do jamy. Zakładamy bluzy, latarki czołowe, rękawiczki odziane już wcześniej – czy trasa długa, czy nie zawsze to milej pewniej, niż wciągać się po mokrym i zimnym metalu. Sama jama jest dość skromna i pokonuje się ją szybko. W środku jest bardzo ślisko, więc łańcuch się przydaje, a my mamy nadzieję, że nie zacznie lać, ponieważ wylot znajduje się wyżej niż cała reszta :] i tym razem na szczęście nie zaczęło, przynajmniej w tym momencie. Stajemy u wylotu i czeka nas płyta płaska i śliska jak diabli, więc nawet z łańcuchem trzeba uważać, żeby nogi się nie rozjechały. I już jesteśmy na zewnątrz. Schodzimy zboczami Saturna i Ratusza do Polany Pisanej i powrotnie do Kościeliskiej. Polana Pisana raczy nas zieleniutką miękką trawką pod nogami, co dodaje mimo pogody sielankowej atmosfery.

, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena

Pozostaje nam ostatni dzień pobytu… szkoda marnować czas, więc decydujemy się wracać PKSem o 20.00, wstać o 5 rano i ruszyć jeszcze na szlak, będąc już wcześniej spakowanym. Tym razem szykujemy się na przejście z Doliny 5 Stawów nad Morskie Oko przez Świstówkę. Zapowiadali bezchmurny dzień, a tu jedziemy busem, a o szyby zacina deszcz, wysiadamy, idziemy asfaltem, a nad głowami czarne chmury, ale… im dalej idziemy tym bardziej niebo się rozjaśnia Aż do błękitnego. Tym razem pogoda zadziałała odwrotnie. A my wkraczamy w piękną Dolinę Roztoki (zielone znaki). Słońce grzeje, a Siklawa nas schładza. Trasa ta też do najkrótszych nie należy, do tego dość stromo w okolicy Siklawy i do 5 Stawów, a tam krótki popas nad jednym z nich, nie tylko by się najeść, ale też by nacieszyć oczy tym krajobrazem i spokojem jaki tam panuje. Jesteśmy na wysokości 1668, której stamtąd nie widać, wręcz przeciwnie mamy wrażenie przebywania w dolinie w otoczeniu szczytów Tatr wysokich. Będąc w schronisku nagle nadciągają chmury… ale tym razem nic się nie działo, kilka kropelek i po sprawie, a my wkraczamy na niebieski szlak chcąc przejść przez Świstową Czubę (1763). Czeka nas krótkie, lecz intensywne podejście, jest stromo pod górę i po tylu dniach już czuć to w nogach, ale idziemy. Trasa naprawdę godna polecenie najpierw zostawiamy za sobą panoramę na całą Dolinę 5 Stawów. Za szczytem czeka zejście o wiele dłuższe, mniej strome, ale też wymagające, ponieważ dość ‘strzępiaste’. Na całej trasie trzeba być naszykowanym na wielkie ruchome głazy, skały na środku ścieżki lub skoki z głazów na niższe piętro :] ku dodatkowej atrakcji cała ścieżka zdaje się być lekko pochylona ku stroni zewnętrznej. Przy tych atrakcjach w pewnym momencie wyrasta przed nami widok na Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami – wspaniale! Po zejściu chwila relaksu nad Okiem z dala o tłumu, nad Czarny Staw już nie idziemy – musimy zdążyć na PKS, a czeka nas jeszcze długa asfaltówka.. wracamy jest prawie 18.00, szybka zupka, przebiórka, bagaże w ręce i na dworzec.

Do następnego roku, obu z bardziej łaskawą aurą, bo wrócimy tu na pewno.

, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
idziemy na Siklawicę, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
pod Siklawicę, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
teraz na Sarnią Skałę, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
sarnia skała wyrosła już na horyzoncie, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
panoprama na miasto, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
z panoramą na Giewont, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
, Magdalena
Avatar użytkownika Magdalena
Magdalena
Komentarze 6
2014-07-20
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Tadeusz Walkowicz
Tadeusz Walkowicz
14 wrzesień 2014 09:20

Pięknie powędrowaliście, niestety w tym roku nie były w planach Tatry, były Karkonosze.

Avatar użytkownika Roman Świątkowski
Roman Świątkowski
25 sierpień 2014 18:35

Fajnie ze udało się Wam wkońcu zrealizować plany. Piękne wędrowanie po tatrach, super miejsca odwiedziliście. Gratuluję. 

Bardzo ciekawa i fajna relacja z wycieczki

Pozdrawiam.

Ostatnio edytowany: 2014-08-25 18:36

Avatar użytkownika Marcin_Henioo
Marcin_Henioo
25 sierpień 2014 09:49

Genialna wycieczka, nie próżnowaliście. Gratuluję!

Avatar użytkownika marian
marian
25 sierpień 2014 09:28
Wspaniale i wytrwale powędrowaliście.Gratulacje .
Avatar użytkownika Maciej A
Maciej A
25 sierpień 2014 06:58

Mimo kapryśnej pogody trochę udało Wam się pochodzić,

a Tatry są piękne,

chętnie bym znów zobaczył ;-)

pozdrawiam

Avatar użytkownika Anna Piernikarczyk
Anna Piernikarczyk
25 sierpień 2014 06:41

Super tatrzańska wyprawa, pogoda kaprysiła, ale i tak widoki ładne i na pewno wspomnienia piękne 🙂 Zazdraszczam bomy dawno nie byliśmy w Tatrach 

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024