Szlakowanie po polskich Tatrach 2010

, bob
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

A więc... Cza na relację! Zacznę od tego, że cel był prosty - zdobyć najwyższy szczyt Polski. Ale po kolei ;-)...

Dzień pierwszy:

Nasze mieszkanie, bob
Nasze mieszkanie, bob

Postawiliśmy stopę na dworcu w Zakopanem. Była to godzina dokładnie 9:26. Nadszedł więc czas na krótki rekonesans. Co prawda mieliśmy ze sobą mapę... Ale mieć mapę to jedno, a znaleźć pole namiotowe to zupełnie co innego. Dlatego zarzuciliśmy karki na plecy i rozpoczęliśmy poszukiwanie czegoś do spania. Parę minut po 10 zostało odnalezione pole namiotowe o obiecującej nazwie... A nie, nie pamiętam jak się nazywało :-). Tanio nie było, ale jak to mówią; jak masła nie ma to i smalec dobry. W recepcji zapłaciliśmy należność i już 15 sekund później namiot stał rozłożony i gotowy do zakwaterowania... A raczej powiedzmy, że tak było, bo nie specjalnie chcę się wdawać w szczegóły rozkładania namiotu - trochę wsytd 🙂. Sam namiot, chociaż nazywa się dwuosobowym raczej nie daje za dużo komfortu... dwie osoby + dwa plecaki i nie ma mowy, żeby jeszcze chomik się zmieścił. Cóż... bywa. Troszeczkę się oporządziliśmy, po czym zerknęliśmy na zegarek... Było około 14, więc pomyśleliśmy, że może warto coś zobaczyć. Padło na blisko leżącą Gubałówkę. O samej Gubałówce niewiele mogę powiedzieć - tłoczno, marketingowo, konsumpcyjnie, ale cóż... to jeden z tych regionów turystycznych. Z Gubałówki zjechaliśmy kolejką (Butorowy Wierch), po czym dostaliśmy się na Krupówki. Tam piwko w barze i powrót do namiotu.

Dzień drugi:

, bob
, bob

Typowe szlakowanie, bez większych przygód. Trasa: dolina Białego -> Sarnia Skała -> wodospad Siklawica -> dolina Strążyska -> Zakopane

Dzień trzeci:

, bob
Ruchoma galeria zdjęciowa z wyprawy :), bob
Siesta między Czarnym a Rysami, bob

Dzień okrzyknięty "Trasą Hardkor" 🙂.

Nadszedł dzień na zdobycie Rysów! Pobudka około 6, przed 7 wymarsz z pola namiotowego. Udaliśmy się początkowo na Morskie Oko. I faktycznie po pewnym czasie znaleźliśmy się nad nim. Wtedy to rozejrzeliśmy się kilkakrotnie po zegarku i po mapie na zmianę, po czym doszliśmy do wniosku, że "chyba raczej nie dziś...". Obliczyliśmy, że jeśli udamy się na Rysy, to nie zdążymy wrócić za dnia do Zakopanego. Także kolejne oko na mapę i nasz genialny plan został poddany pewnej drobnej modyfikacji - obraliśmy trasę alternatywną.

Spod Morskiego Oka szlakiem niebieskim wyruszliśmy na Dolinę Pięciu Stawów. Pogoda nie rozpieszczała. Rzęsisty deszcz (jak to mawia mój przyjaciel - pogoda taktyczna) utrudniał wędrówkę i bardzo osłabiał morale. Podróż była raczej posępna i mało w niej rozmowy. Wiatr (jak zawsze) wiał w twarz, zimny i silny. Aaaale cóż... I tak wielkiego wyboru nie mieliśmy - albo iść dalej, albo zostać. Oczywiście szliśmy dalej. Dotarliśmy z doliny na przełęcz Zawrat (po śliskich kamieniach), a dalej na Halę Gąsienicową... No i fajnie fajnie, pada to pada, ale do domu coraz bliżej. Krótka przerwa na posiłek w ukryciu za skałą od wiatru. W końcu postanowiliśmy schodzić w dół. Podeszliśmy do zejścia i nagle... Hmm "łańcuchy?" - pomyślałem... - "po co komu tutaj łańcuchy?". Dwie minuty później moje pytanie nabrało wymiar retoryczny. Stromo. Ślisko... Strasznie. A do tego trzeba czasowo nadganiać... Achh te góry... Cóż - chcąc nie chcąc (prędzej nie chcąc 😉) rozpoczęliśmy schodzenie pomagając sobie zimnymi łańcuchami. Dalej szlakiem obok Czarnego stawu doszliśmy na przełęcz między Kopami a z niej niebieskim szlakiem do Kuźnic. A tam błogosławiony bus. Do namiotu doczłapaliśmy się około 21.

Dzień czwarty:

Ani ręką, ani nogą ;D. Ogłosiliśmy ten dzień oficjalnie "Dniem rozpusty" - Przekrupówkowaliśmy od rana do wieczora. Poza tym musieliśmy zregenerować siły. Gdy Rysy utarły nam nosa doszliśmy do wniosku (nauczeni doświadeczeniem), że trzeba to lepiej zorganizować. Więc poszliśmy spać wcześniej, żeby dnia następnego pokonać przeciwności i dojść do celu.

Dzień piąty:

Wyruszyliśmy nawet później niż poprzednio (achh te budziki...), bo o 7:50. Ale tym razem podróż rozpoczęliśmy busem. Dojechaliśmy gdzie się dało najdalej, a z autobusu wyszliśmy na szlak na Morskie Oko (była to 8:40). Tym razem nad Morskim Okiem byliśmy dużo wcześniej, a i pogoda dopisywała. Dalej trasą na Czarny staw i dalej mozolnie pięliśmy się w górę. I nagle... O! Rysy! Tak, zdobyliśmy szczyt... Chociaż może nie tak "nagle" bo kilkadziesiąt metrów przed szczytem staliśmy sobie w kolejce... Była piękna słoneczna sobota, więc na szlaku było bardzo tłoczno. Ale cóż, w końcu dotarliśmy. Jak to wtedy powiedzieliśmy: "kaszka z mleczkiem" 🙂. Kilka telefonów, jedzonko, fotografie... No i trzeba było spadać. Doświadczyliśmy przyjemnej siesty w połowie szlaku (pomiędzy Rysami a Czarnym Stawem). W namiocie byliśmy o 19.

Dzień szósty:

Cóż... cienkie bolki znowu wzięły dzień przerwy. Moje odciski utrudniały funkcjonowanie. Wyprawa na szlak byłaby istną katorgą dlatego zrobiliśmy sobie luźny dzień.

Dzień siódmy:

Wymarsz 7:50, przez Kuźnice na szlak. Przez Przełęcz Kondratową uderzyliśmy na Giewont. Trasa dość przyjemna. Na Giewoncie było bardzo dużo ludzi (słoneczna niedziela), a później... było jeszcze więcej ludzi. Gdy po sesji fotograficznej i odpoczynku uznaliśmy, że czas schodzić - okazało się, że do zejścia z Giewontu obowiązuje kolejka ;o. Cóż, chcąc nie chcąc poczekaliśmy grzecznie na swoją kolej. Do domu wracaliśmy przez tzw "Dolinę Małej Łąki"... Nie wiem kto ustalał nazewnictwo... ale łąka okazała się wcale nie taka mała. Kiedy wyszliśmy ze szlaku jakoś tak dziwnie nieco pobłądziliśmy i trafiliśmy do Zakopanego od drugiej strony niż planowaliśmy (???), więc mieliśmy jeszcze spory kawałek do przebicia się przez miasteczko.

Dzień ósmy:

Dzień również bez większych przygód i ekscesów. Jedynie notoryczny deszcz doskwierał wędrówce. Trasa prowadziła na Kasprowy, a z niego wzdłuż Czerwonych Wierchów. Tego też dnia (chociaż nie planowaliśmy) udaliśmy się do domu. Byliśmy zziębnięci, zmarznięci, mokrzy... Chyba można powiedzieć, że morale nieco podupadło 😁. Udaliśmy się na pociąg i do domku.

Podsumowując wyjazd był udany, cel osiągnięty.... i dużo ludzi. Chociaż Tatry są piękne - wolę Bieszczady ;-).

bob
Komentarze 2
2012-06-01
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Krzysztof Dorota
Krzysztof Dorota
01 czerwiec 2012 19:48

fajny filmik 🙂 pozdrawiamy


01 czerwiec 2012 16:06

To nic, że dawniejsza. Ważne, że pięknie pokazane, zwłaszcza na pokazie slajdów. Opis bardzo ciekawy, bo oddaje ducha wyprawy. Serdecznie pozdrawiam.

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Gubałówka

dolina pięciu stawów

morskie oko

Rysy

Rysy

Giewont

Kasprowy Wierch

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024