W siedem dni z Krynicy do Rabki

Krynica, Teresa Nowak

Kolejna moja i Magdy wycieczka z serii „ W siedem dni…”objęła tym razem Beskid Sądecki i Gorce. Odbyła się w lipcu od 11 do 17 i był to najgorętszy pod względem temperatur tydzień , jaki kiedykolwiek spędziłam w górach. Bardziej nadawał się na wypoczynek nad wodą niż na wędrówkę z ciężkim plecakiem. Ale miłość do gór nie wybiera . Po wakacjach 2009 r., kiedy udało nam się zrealizować nasz śmiały plan przejścia ze Zwardonia na Babią Górę, Magda namówiła mnie na kolejną taką wędrówkę. I mimo, że odchorowałam tamten wypad zapaleniem stawów nóg, następne wyzwanie było kuszące i mu uległam. Pytanie tylko gdzie wyruszyć? Wyjęłam wszystkie posiadane przeze mnie mapy i padło na Beskid Sądecki. Po przeanalizowaniu mapki i prześledzeniu ewentualnych miejsc noclegowych obliczyłyśmy, że w ciągu tygodnia powinnyśmy zahaczyć jeszcze o Gorce. Jak postanowiłyśmy , tak zrobiłyśmy.

Parada orkiestr, Teresa Nowak
Parada orkiestr, Teresa Nowak

Dzień I : Krynica - Jaworzyna – Hala Łabowska

Krynica, Teresa Nowak
Krynica, Teresa Nowak

Tradycyjnie wyjechałyśmy w niedzielę rano. Najpierw z Trzebini do Krakowa pociągiem, przez opóźnienie którego, na autobus do Krynicy zdążyłyśmy w ostatniej chwili. Przez to miejsca siedzące były już pozajmowane. Udało nam się znaleźć jedno i jakoś we dwójkę się usadowiłyśmy. Na szczęście po jakiejś godzinie nasz współpasażer wysiadał więc dalej jechałyśmy każda na swoim miejscu. Mimo godzin przedpołudniowych, już odczuwało się wysoką temperaturę. Na miejsce dojechałyśmy około 11.30 i po znalezieniu się na dworcu w Krynicy, stanęłyśmy trochę zdezorientowane w jakim kierunku mamy się udać. Miałam starą, niezbyt dokładną mapę bez czasów przejść i na początek była niezbyt przydatna. Udałyśmy się więc najpierw w kierunku centrum, gdzie natrafiłyśmy na defiladę orkiestr. Po odnalezieniu szlaku czerwonego okazało się, że musimy iść w kierunku z którego przyszłyśmy. Nie przyszło nam do głowy, żeby przez miasto podjechać sobie autobusem. I tak szłyśmy do wyciągu kolejki gondolowej na Jaworzynę Krynicką jakieś parę kilometrów i tak nas ten asfalt wymęczył, że po dojściu i trochę dłuższym zastanowieniu zdecydowałyśmy zakupić bilety na ową kolejkę, która pokonuje 465 m różnicy wzniesień , a przejazd trwa 7 minut. Cena biletu normalnego wynosiła 15 zł plus 2 zł za bagaż. Odżałowałyśmy tę kwotę ale potem w duchu dziękowałyśmy sobie za taką decyzję. Dzięki temu nie musiałyśmy zatrzymywać się na nocleg w schronisku na Jaworzynie lecz udałyśmy się dalej na Halę Łabowską. Oczywiście wcześniej podziwiałyśmy widoki jakie się rozciągają z Jaworzyny (1114 m n.p.m.- najwyższy szczyt wschodniej części Beskidu Sądeckiego) i odwiedziłyśmy schronisko, które znajduje się troszkę na uboczu, jakieś 15 minut od stacji kolejki. Cieszyłyśmy się, że idziemy dalej, bo jakoś to schronisko nie przypadło nam do gustu. Spożyłyśmy tam tylko lekko zmasakrowane kanapki zabrane na drogę i udałyśmy się w kierunku Hali Łabowskiej. Szlak ciągnął się bardzo przyjemnie pośród drzew dających trochę cienia. Mijałyśmy Runek (1080 m n.p.m.) gdzie niebieski szlak skręca w lewo do bacówki „Nad Wierchomlą”. My jednak od początku do końca trzymałyśmy się znaków czerwonych. W końcu na hali ukazało nam się schronisko. Od razu zapałałam do niego sympatią. Rozciąga się stąd widok na północ i północny wschód obejmujący pasma zalesionych gór-pierwsze wzniesienia Beskidu Niskiego. I choć widok nie jest powalający to panujący tu spokój i miłe otoczenie spowodowały, że polubiłam to miejsce. Zakwaterowałyśmy się w pokoju zbiorowym , do którego nikt nie dołączył. Chociaż do schroniska przybyli jeszcze podróżujący rowerami Włosi (dwóch mężczyzn i dziewczyna). Przybyło też małżeństwo z dziećmi, którzy jednak nocowali w namiocie powyżej schroniska. Jak się potem okazało idący z Rabki-naszego celu. Oni już prawie kończyli swą wędrówkę, a my dopiero zaczynałyśmy. Kolację spożyłyśmy przed schroniskiem, a potem siedząc na ławeczce obserwowałyśmy zachód słońca. Miałyśmy też ubaw z pewnego sms-a. Magdzie zachciało się żartów z mojego Bartka, który został w domu. Potem leżąc w pokojach długo słyszałyśmy kibicowanie i wiwaty , bo był to dzień mistrzostw świata w piłce nożnej i załoga schroniska wraz z Włochami oglądali mecz.

Dolna stacja kolejki na Jaworzynę, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Górna stacja kolejki na Jaworzynie, Teresa Nowak

Dzień II: Hala Łabowska – Wierch Nad Kamieniem – Pisana Hala - Rytro

Rano chyba wstałyśmy pierwsze. Jedząc śniadanko przed schroniskiem musiałyśmy czekać na otwarcie kuchni, żeby dostać wrzątek. Obserwowałyśmy budzących się Włochów, którzy miło nas witali wystawiając nosy na zewnątrz i krzycząc vivat Espania. Było miło ale trzeba było ruszać w dalszą drogę. Oczywiście dalej czerwonym szlakiem przy którym niedaleko za schroniskiem znajduje się pomnik martyrologii. Zatrzymałyśmy się aby upamiętnić to miejsce na zdjęciu i za kolejny przystanek wybrałyśmy dopiero Halę Pisaną. Najpierw jednak musiałyśmy zdobyć Wierch nad Kamieniem (1084 m n.p.m.), co udało nam się bez większych trudów. Następnie łagodnym szlakiem dotarłyśmy na rozległą, szczytową Halę Pisaną ( 1044 m. n.p.m.) z panoramą Kotliny Sądeckiej. Tutaj zrobiłyśmy sobie półgodzinny postój z przerwą na miłe leniuchowanie. Ponieważ dzisiaj planowałyśmy zanocować w Rytrze miałyśmy sporo czasu. Dzieliło go od nas może jakieś dwie i pół godziny. Trasa dalej prowadzi przez Zadnie Góry (969 m n.p.m.), a następnie przez Makowicę , omijając z lewej jej główny wierzchołek. Kolejnym bardzo dobrym punktem na odpoczynek było małe, prywatne schronisko na Cyrli. Małe do tej pory, bo była to po prostu rozbudowana, stara góralska chałupa. Jednak został wybudowany nowy obiekt, jeszcze nie udostępniony dla turystów ale pewnie niedługo to nastąpi. Zaszłyśmy tam, żeby skosztować szarlotki-pychotki , z której właściciele byli już słynni, kiedy jeszcze dzierżawili schronisko na Hali Łabowskiej. Przyznam, że miejsce to wionęło domową atmosferą i gdybyśmy nie musiały dotrzeć do Ryta z chęcią byśmy tu zostały. Nawet wielki pies był dla nas przyjazny. Zebrałyśmy plecaki i z niechęcią znowu założyłyśmy je na plecy. Stąd zaczęło się ostre zejście. Tutaj zaczęłyśmy spotykać ludzi z mozołem taszczących się do góry. Współczułam im ale współczułam też mojej Magdzie, która nie lubi schodzenia w dół. W dodatku narobiła sobie odcisków i z trudem stawiała nogi. Nawet padła z mojej strony propozycja, że nic na siłę, i jeżeli chce możemy wracać do domu. Ale Magda nie jest osobą, która się poddaje i mimo, że każdy krok sprawiał jej ból szła do przodu. Powoli ale szła. Ja natomiast parłam do przodu jak oszalała, bo atakowały mnie komary. W środku dnia nie mogłam spokojnie iść tylko ciągle musiałam je odganiać. Nie miałam żadnego preparatu przeciwko komarom tylko Fenistil po ugryzieniu owadów. Więc niosłam w ręce tę maść i jak tyko robił mi się bąbel od razu smarowałam swędzące miejsce. Następnym razem będę pamiętała, żeby zabrać jakiegoś Off-a. Komary nieźle mi uprzykrzyły to nieszczęsne zejście do Rytra. Z radością powitałam asfalt zapowiadający miasteczko w dole i wreszcie uwolnienie od komarów. Na początek ubrałyśmy sandały. Nogi też chciałyby trochę pooddychać. Dalej stromą drogą szłyśmy w kierunku centrum. Musiałyśmy przejść przez most na rzece Poprad i skręcić w prawo. Na nocleg zatrzymałyśmy się w Zajeździe PTTK Pod Roztoką. Dostał nam się pokój dwuosobowy z telewizorem i własna łazienką. Dla nas to był niezły luksus, przyzwyczajonych do zbiorowego pokoju w schronisku. Była pora obiadowa więc w tymże zajeździe poszłyśmy sobie zamówić coś do zjedzenia. Placki ziemniaczane ze śmietaną spałaszowałam z wielkim smakiem. Ta mała letniskowa miejscowość zainspirowała M .Kownacką do napisania książki dla dzieci „Rogaś z Doliny Roztoki”. I właśnie tę dolinę chciałyśmy zwiedzić po obiedzie. Prowadzi tam szlak niebieski, tuż za domami łączącej się z Rytrem wsi Roztoka zaczyna się iglasty las, w dole huczy potok, a w najbliższej okolicy powstał park ekologiczny. Założono go z tych względów, że Roztoka jest ostatnią rzeką w Beskidzie Sądeckim, której brzegów jeszcze nie uregulowano. Nie dane nam było jednak tam dotrzeć. Z powodu upału skręciłyśmy nad rzeczkę, w miejsce gdzie chlapało się pełno dzieci. Usiadłyśmy na kamieniach i z rozkoszą zamoczyłyśmy nogi w zimnej wodzie. Spędziłyśmy tam z godzinę czasu aż nam się znudziło siedzenie. Wymyśliłyśmy, że kiedy już się trochę schłodzi pójdziemy przed wieczorem zobaczyć ruiny zamku widoczne z miasteczka. Wcześniej też wstąpiłyśmy na pocztę aby powysyłać kartki z wakacji. Rytro było ważna strażnicą na szlaku z Sącza na Węgry. A budowla wymieniana jest w źródłach z XIII w. jako twierdza obronna strzegąca granicy z Węgrami. Do dziś z rycerskiego zamku niewiele zostało – wysoka okrągła baszta i trzy ściany muru – ale sceneria otaczająca ruiny jest godna podziwu. Okolony lasem zamek stoi na wysokim i stromym zboczu, a w dole pod nim płynie Poprad. Kiedy dotarłyśmy do ruin słońce powoli chowało się za górami, co dodatkowo dodało uroku temu miejscu.

Widok z Jaworzyny Krynickiej, Teresa Nowak
Widok z Jaworzyny Krynickiej, Teresa Nowak

Dzień III: Rytro – Niemcowa – Radziejowa – Przechyba

, Teresa Nowak
, Teresa Nowak

Wczesne wyjście na szlak utrudniła nam zamknięta na klucz furtka wyjściowa. W końcu ktoś chyba zauważył nasze próby jej otwarcia i o godzinie 7.00 mogłyśmy ruszyć w drogę. Najważniejszym punktem dzisiejszego dnia było zdobycie Radziejowej - najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego. Prowadził tam szlak czerwony określając czas przejścia na 4 godz. 30 min. Trasa biegnie na południe, przez dłuższy czas wśród pól i gospodarstw, ścieżką z betonowych płyt. Podejście jest bardzo strome i ja miałam dość już po pół godzinie. Dodatkowo nasze siły osłabiało ostre słońce, które mimo ranka już mocno grzało. Najlepszym wyjściem byłby start już o świcie. W miarę jak osiągałyśmy wysokość widać całe Rytro, zamek i Makowicę. W końcu szlak wchodzi w las przetykany polanami i pnie się na Kordowiec (763 m n.p.m.) , a stamtąd wznosi się w kierunku Niemcowej. Strome podejście wprowadza na polanę szczytową, gdzie napotkałyśmy grupkę osób zbierających jagody, a następnie osiągnęłyśmy wierzchołek Niemcowej (1001 m n.p.m.).Szlakiem żółtym można dojść do Chatki pod Niemcową ale myśmy sobie to odpuściły. Szłyśmy dalej, jednostajnie nabierając wysokości aby zdobyć Wielkiego Rogacza (1182 m n.p.m.). Tam zrobiłyśmy sobie półgodzinny odpoczynek. Z przełączki między dwoma wierzchołkami Rogacza rozciąga się jedna z najpiękniejszych panoram Beskidu Sądeckiego. Po prawej widać zbocze Niemcowej, za plecami grupę Jaworzyny, z lewej Pieniny, Magurę Spiską i Tatry. Dalekie widoki miałyśmy ograniczone z powodu mocnego słońca. Następnie musiałyśmy zejść na przełęcz Żłobki (1106 m n.p.m.) i ponownie wspiąć się na Radziejową (1262 m n.p.m.). Szczyt jest zalesiony i nie roztaczają się z niego żadne widoki. Na polance stoi obelisk i drewniana konstrukcja wzniesiona przez PTTK, która grozi zawaleniem. Nie ma już wieży widokowej. (Jak się ostatnio dowiedziałam wieża widokowa jest odremontowana i spokojnie można podziwiać z niej widoki.)Biorąc pod uwagę fakt, że byłyśmy na najwyższym szczycie Beskidu Sądeckiego postanowiłyśmy poświęcić mu tradycyjne pół godzinki. Nie spotkałyśmy tam nikogusieńko więc wspólną fotkę zrobiłyśmy samowyzwalaczem. Do schroniska na Przechybie wiodły dalej czerwone znaki. Nie miałyśmy już daleko, bo jakąś godzinkę. Całą tą drogę marzyłyśmy tylko o prysznicu. Trasa wiodła przez Złomisty Wierch (1226 m. n.p.m.) z którego roztacza się najładniejszy na tej trasie widok. Na Przechybę dotarłyśmy przed południem. Spokojnie mogłyśmy dzisiaj dojść do Krościenka, ale jak plan to plan. Zostałyśmy tutaj na nocleg. Dostał nam się dwuosobowy pokój z widokiem na Tatry, gdyby tylko były widoczne. Z powodu ostrego słońca było widać ledwo zarys gór. Pierwsze co zrobiłyśmy to oczywiście wzięłyśmy prysznic. Potem miałyśmy sporo czasu żeby poodpoczywać i zwiedzić okolicę. Przechyba to w większej części rozległa polana sięgająca 1175 m n.p.m. , sam szczyt wznosi się w lesie (1192 m n.p.m.) .Schronisko z kamiennych ciosów jest potężne, dysponuje sporą salą jadalną, posiada duży taras od widokowej strony. Miejsc noclegowych też nie brakuje i jak zauważyłyśmy przed wieczorem, dość popularne jest nocowanie na polu namiotowym przy schronisku. Na górnym krańcu polany wznosi się maszt przekaźnikowy skąd widać Nowy Sącz i tereny na zachód od niego. W planie na jutro miałyśmy zejście do Krościenka i zatrzymanie się tam na jeden dzień z powodu sentymentu jakim darzymy to miasteczko.

, Teresa Nowak
Rozwidlenie znaków na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak
Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak

Dzień IV : Przechyba – Dzwonkówka – Krościenko (Sokolica)

Mimo, że dzisiaj nie miałyśmy długiej trasy przed sobą, wyszłyśmy wcześniej na trasę aby uniknąć południowego upału. Najbliższe zejście prowadzi do Szczawnicy ale myśmy wybrały wariant czterogodzinny do Krościenka, dalej czerwonym szlakiem. Pierwszy po drodze szczyt to Skała (1161 m n.p.m.). Z polany pod szczytem dobrze widać Pieniny. Następny to Dzwonkówka ale zanim tam doszłyśmy wcześniej natrafiłyśmy na rozległą halę, przełęcz i przysiółek Przysłop. Stamtąd zaczęło się strome podejście na Dzwonkówkę (983 m n.p.m.) na szczycie której zrobiłyśmy obowiązkowy postój. Szczyt jest porosły drzewami, a w lewo odgałęzia się żółty szlak do Szczawnicy. Kiedy schodziłyśmy do Krościenka spotkałyśmy pana, który jak się okazało po krótkiej rozmowie szedł z Rabki do Krynicy i też wyruszył w niedzielę. Tak więc byłyśmy w połowie drogi. Kolejny raz ktoś szedł naszą trasą w przeciwnym kierunku. Przed samym miasteczkiem zmęczyła nas kamienista ścieżka i z ulgą powitałyśmy asfalt. Wyszłyśmy na ulicę Źródlaną biegnącą wzdłuż potoku Wygon. Teraz czekało nas znalezienie lokum. Ruszyłyśmy ulicą wzdłuż Dunajca pytając o nocleg w każdym domu. Znalezienie takowego na jedną noc okazało się problemem. Nawet jak były wolne miejsca w kwaterach prywatnych to gospodynie nawet nie chciały słyszeć o przyjęciu nas na jeden dzień. Byłyśmy już mocno zmęczone taszcząc przez miasteczko ciężkie plecaki w coraz to większym upale ale nie mając wyjścia ciągle pukałyśmy do kolejnych drzwi. W końcu otworzyła nam miła pani, która wyrażając ubolewanie oświadczyła, że nie ma wolnych miejsc. Jednak nie zostawiła nas na pastwę losu. Poczęstowała nas sokiem, wypytała skąd i dokąd idziemy po czym zadzwoniła do syna, który miał dom przy równoległej ulicy i uprosiła go żeby nas przyjął. Miałyśmy nocleg!!!To było najważniejsze. Miałyśmy do dyspozycji prawie cały dzień, bo było około 13.00. Wybrałyśmy się do centrum Krościenka w celach konsumpcyjnych, posiedziałyśmy też trochę nad rzeką i obserwowałyśmy kaczki. Korzystając z okazji, że zatrzymałyśmy się właśnie w Krościenku postanowiłyśmy przed wieczorem, jak już minie największy skwar udać się na Sokolicę. Ruszyłyśmy o ile dobrze pamiętam o 18.00 spod kaplicy św. Rocha zielonym szlakiem. O 19.00 w lesie zaczęło robić się szaro i ponuro, a przede wszystkim pusto przez co trochę strasznie. Jednak mając pół godzinki do szczytu nie zrobiłyśmy odwrotu. Sokolicę (747 m n.p.m.) zdobyłyśmy w sam raz na czas obejrzenia zachodzącego słoneczka. Do miasta zeszłyśmy też zielonym szlakiem, który odchodzi z Przełęczy Sosnów. Ostre zejście w dół pochłonęło naszą uwagę, tak że zapomniałyśmy o strachu. Potem szybki marsz „Ścieżką Madei” wzdłuż Dunajca i około 21.00 powróciłyśmy do domku. Z balkonu miałyśmy super widok na Kościół Dobrego Pasterza.

Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak
Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak

Dzień V : Krościenko – Marszałek – Lubań – Runek – Studzionki

Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak
Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak

Obowiązkowo rano wyjście o 7.00 godz.. Czeka nas trzygodzinne podejście na Lubań gorczańską częścią Głównego Szlaku Beskidzkiego. Początkowe podejście znowu daje mi się we znaki, Magda wybiega gdzieś daleko przede mnie. Między innymi dlatego, że ja przysiadłam na ławeczce kontemplując uroki widoków rozciągających się przede mną. Widoczne są Pieniny i lekki zarys Tatr. Mijam szczyt Marszałka (828 m n.p.m.) i gdzieś na rozdrożu dzwonię za Magdą w obawie aby mi się dziewczyna gdzieś nie zgubiła. Dalej już idziemy razem. Mijamy kilka polan: Starą Polanę, Niżną Polanę, oddzieloną pasem buczyny od Wyżnej Polany. Nad Czerteżem szlak wznosi się na Jaworzynę (1050 m n.p.m.) za którą rozciąga się polana Mraźnica ze starymi szałasami. Od tego miejsca szlak prowadzi cały czas przez las. Docieramy do podszczytowej hali, terenu bazy noclegowej prowadzonej w sezonie letnim przez Oddział Akademicki PTTK z Krakowa. Tutaj zatrzymujemy się na odpoczynek. Spotykamy studentów zapraszających do zejścia kilka metrów poniżej do chłodnego źródełka. Odmawiamy im, bo nie chce nam się nigdzie ruszać. Lubań (1211 m n.p.m.) to potężny szczyt, dominujący pomiędzy dolinami Ochotnicy i Dunajca. Na jego szczyt wytyczono aż siedem szlaków. Po odsapnięciu idziemy na wprost, gdzie wznosi się jego główny widokowy wierzchołek. Roztaczają się widoki na Podhale, Spisz, Pieniny, Tatry i południową część Gorców. Idziemy dalej, zejście choć niezbyt długie jest bardzo strome. Współczujemy osobom idącym dopiero na szczyt. Kiedy się wypłaszcza mijamy kolejną grupę polan o wspólnej nazwie Jaworzyna Ochotnicka. W prawo odchodzi niebieski szlak do Ochotnicy Dolnej, na kolejnej polanie o nazwie Morgi odchodzi zielony szlak też do Ochotnicy Dolnej. Mijamy ciąg grzbietowych łąk i powoli zdobywamy Runek (1005 m n.p.m.). Tam robimy odpoczynek i wychwalamy widok, który byłby wspaniały gdyby nie to słońce. Dzisiaj droga wyjątkowo nam się dłużyła. Szłyśmy i szłyśmy i tylko wypatrywałyśmy końca. Zdobyłyśmy jeszcze szczyt Kotelnicy (945 m n.p.m.), a na bazę noclegową dzisiaj wybrałyśmy Studzionki. Nie wiedziałyśmy czego się tam spodziewać i po drodze parę napotkanych osób pytałyśmy o możliwość noclegu tam. Odpowiadali, że jest tam kilka domów i w którymś na pewno znajdziemy nocleg. Wreszcie doszłyśmy do osiedla Studzionki. Nocleg znalazłyśmy w zielonym domku pod lasem u sympatycznej pani. Niestety nie pomyślałyśmy wcześniej o solidnym uzupełnieniu zapasów, a tutaj okazało się, że nie ma sklepu. Skoro jednak miałyśmy jeszcze połowę dnia, po odpoczynku udałyśmy się asfaltową drogą w dół do Ochotnicy. Kawał drogi szłyśmy do tego sklepu po drodze mocząc nogi w strumieniu. Z powrotem liczyłyśmy na jakąś okazyjną podwózkę jednak nic z tego nie wyszło. Wieczorem udałam się na obchód po Studzionkach i zrobiłam kilka ujęć osiedla przy ostatnich promieniach słońca. Mieszkańcy tego niepozornego miejsca na brak pięknych widoków nie mogą narzekać.

, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak

Dzień VI: Studzionki – Przełęcz Knurowska – Kiczora – Schronisko na Turbaczu

Po rannej pogawędce z gospodarzem opuściłyśmy Studzionki. Miałyśmy nadzieję, że to już będzie tylko zejście do przełęczy, a tu jak się okazało nadal musiałyśmy piąć się pod górę. Chociaż na mapie ze Studzionek do przełęczy jest tylko kawałeczek szłyśmy tam z godzinę czasu. Tak, że nie bacząc na nic po przekroczeniu szosy zatrzymałyśmy się na krótki odpoczynek. Po kilku minutach marszu od przełęczy , na skraju świerkowego lasu znajduje się dom, w którym można zatrzymać się na nocleg. My jednak nocleg na dzisiaj zaplanowałyśmy na Turbaczu. Ciągle jeszcze miałyśmy tam ze trzy godziny drogi. Najpierw minęłyśmy Polanę Fiedorówkę, potem musiałyśmy pokonać 200 m różnicy wysokości by dojść do spiętrzenia stoku Stusy. Następnie osiągnęłyśmy Polanę Zielenica, z której można było zobaczyć za pasmem Lubania Pieniny Czorsztyńskie i Spiskie. Widoki na Lubań i dolinę Ochotnicy odsłaniały się też z następnej Polany Cioski. Jeszcze tylko troszkę i osiągnęłyśmy szczyt Kiczory (1282 m n.p.m.), trzeci pod względem wysokości w Gorcach. Okazałyśmy mu szacunek spędzając tutaj na odpoczynku sporo czasu. Tłumów nie było, tylko kilka osób przeszło dalej więc można było wylegiwać się do woli w trawie lub usiąść w cieniu na ławeczce. Zeszłyśmy na Gabrowską Polanę z rozwidleniem szlaków. Tutaj rozpoczyna się zielony szlak prowadzący na Gorc i dalej do Ochotnicy. My poszłyśmy dalej za czerwonymi znakami na Długą Halę. Na hali stoi krzyż upamiętniający góralkę zastrzeloną przez hitlerowców. Natomiast na wschodnim krańcu hali stoi budynek bacówki doświadczalnej, w której są prowadzone badania nad pasterstwem górskim. Schronisko, do którego szłyśmy widoczne jest już z oddali. Wznosi się ono na skraju polany Wolnica, tworzącej z Halą Długą ciąg polan między Turbaczem, a Kiczorą. Jeszcze tylko małe podejście i rozkładamy się na ławce poniżej schroniska. Jest to duży kamienny budynek, wokół którego zwykle przetaczają się rzesze turystów przybywających licznymi szlakami. Wtedy wyjątkowo było ich niewielu. Pierwszy raz w czasie naszej wędrówki zaczęły się zbierać ciemne chmury i zaczęło kropić. Musiałyśmy zebrać swoje tobołki i iść do środka. Deszczu spadło niewiele, dosłownie było to kilka kropel, jedynych w czasie całego gorącego tygodnia. Skoro jednak weszłyśmy już do środka postanowiłyśmy załatwić formalności i się zameldować. Musiałyśmy najpierw poszukać kogoś z recepcji u góry w jadalni. Wzięłyśmy pokój zbiorowy, który okazał się jednym z tańszych jakie miałyśmy okazję już poznać. A już całkowicie miło zaskoczył nas fakt, że pościel wliczona była w tę cenę. Nie tak jak w pozostałych schroniskach, gdzie pościel dostaje się za dodatkową opłatą. Po „zainstalowaniu” się w pokoju zafundowałyśmy sobie na obiad bigosik, którego dość konkretną porcje ledwo zjadłyśmy. Zdobycie szczytu Turbacza pozostawiłyśmy sobie na jutro, skoro i tak nasza dalsza trasa wiodła tamtędy. Tymczasem pozostało nam poodpoczywać sobie gdzieś w cieniu drzew. Wieczorem, po kolacji zjedzonej przed schroniskiem udałam się na polanę pod szczytem Turbacza zwaną Czołem Turbacza (1270 m n.p.m.). Znajduje się tam Szałasowy Ołtarz postawiony na pamiątkę mszy św. odprawionej przez ks. Karola Wojtyłę. Zaprowadziła mnie tam chęć obejrzenia zachodu słońca i powiem Wam, że warto było odejść 10 min. od schroniska by zobaczyć ten spektakl. Po prostu dech zapierało. Szkoda tylko, że oglądałam wszystko w samotności. Poza mną nie było amatorów na takie widoki. Uświadomiłam sobie, że jest to ostatni wieczór spędzony w górach i okazał się naprawdę piękny.

, Teresa Nowak
, Teresa Nowak

Dzień VII: Schronisko na Turbaczu – Turbacz – Obidowiec – Stare Wierchy – Macjejowa - Rabka

, Teresa Nowak
, Teresa Nowak

Poranek przywitał nas ledwo widocznymi Tatrami. Zjadłyśmy śniadanie obserwując je zza mgiełki. Na początek czekało na nas zdobycie najwyższego szczytu Gorców - Turbacza (1310 m n.p.m.) , co w naszym przypadku okazało się kwestią jakichś 15 minut. Wierzchołek to spłaszczona kopuła, porośnięta lasem. Na szczycie stoi kamienny obelisk, a nieco niżej metalowy krzyż. Ledwo zdobyłyśmy szczyt ruszyłyśmy w dół pomiędzy kikutami świerków. Mijamy potem Polanę Rozdziele (1198 m n.p.m.). Zdobywamy szczyt Obidowca (1106 m n.p.m.) i dochodzimy do Starych Wierchów (983 m n.p.m.), ni to szczytu, ni przełęczy ze schroniskiem pośrodku polany. Jest to zwornik trzech grzbietów. Zbiegają się tu także granice trzech wsi: Ponic, Obidowej i Poręby Wielkiej. Zatrzymałyśmy się tutaj na odpoczynek ze smutkiem stwierdzając, że to praktycznie końcówka naszej wędrówki. Pozostało nam jeszcze zejście na Przełęcz Pośrednią (918 m n.p.m.) tuż pod grzbietem Starych Wierchów, a następnie zdobycie Jaworzyny Ponickiej (995 m n.p.m.).Kiedy dotarłyśmy na polanę Przysłop zatrzymałyśmy się przy niewielkiej bacówce PTTK na Maciejowej. Dałyśmy sobie tutaj godzinę czasu na złapanie oddechu, lekki posiłek i ostatnie posiedzenie wśród gór. Bacówka sprawia sympatyczne wrażenie i podobno prowadzi ją bardzo miły gospodarz. Słyszałyśmy o tym od współlokatorów ze schroniska na Turbaczu, którzy właśnie tutaj nocowali poprzedniego dnia. Z tego co zauważyłyśmy, ludzie dopiero wstawali i szykowali się do dalszej drogi. Rzeczywiście jest to fajny początek wycieczki i gdybyśmy kiedyś jeszcze wybierały się w Gorce choćby na weekend, na pewno byśmy tu zanocowały. Plątał nam się jeszcze po głowie pomysł wyjścia na Luboń Wielki. Biorąc pod uwagę fakt, że było około 10.00 rano miałyśmy jeszcze sporo czasu. Z drugiej jednak strony biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj było wyjątkowo gorąco, niosłyśmy ciężkie plecaki i miałyśmy dość skwaru ,nie było możliwości wejścia na ten szczyt. Po zejściu z Maciejowej ( 815 m n.p.m.) kiedy szłyśmy dróżką przez pola i łąki sporo osób dopiero wybierało się na wędrówkę. My marzyłyśmy o jakimś zimnym strumieniu. Z płaskiego grzbietu roztacza się rozległa panorama Rabki, Beskidu Wyspowego i północno-zachodnich grzbietów Gorców. Ponad miastem, już za doliną Raby góruje masyw Lubonia Wielkiego z charakterystycznym masztem przekaźnika TV. Odpuściłyśmy sobie na dzisiaj ten szczyt ale obiecałyśmy kiedyś wybrać się na niego. Po dojściu do Rabki skwar był nie do zniesienia, wszak było południe. Pierwsze udałyśmy się na lody, a potem do toalety w celu odświeżenia się. Przed podróżą do domu należało to uczynić. Wracałyśmy do Krakowa busem, a potem pociągiem nagrzanym jak piec, w dodatku z oknami nie dającymi się opuścić. Omal nie udusiłyśmy się w czasie tej drogi. Aż dziw bierze, że w ciągu tygodnia spędzonego w górach spadło tylko parę kropel deszczu i obeszło się bez ani jednej burzy, która przecież z takiego upału powinna była się rozpętać. Wielkim minusem był ciągły brak widoków, które uniemożliwiało oślepiające słońce. A przecież na naszej trasie wciąż powinny były pokazywać się Tatry. Widziałyśmy ledwo ich zarys. Brakowało mi też ludzi spotykanych na szlaku, z którymi można było się zapoznać, tak jak to było w przypadku Beskidu Żywieckiego, gdzie co rusz spotykałyśmy znajomą twarz. Mimo tego, doceniam to, co udało nam się przeżyć i zobaczyć w ciągu naszych wspólnych siedmiu dni.

Widok z Hali Łabowskiej, Teresa Nowak
Schronisko o zachodzie słońca, Teresa Nowak
Poranek na Hali Łabowskiej, Teresa Nowak
Pomnik martyrologii, Teresa Nowak
Pisana Hala, Teresa Nowak
Kapliczka na Pisanej Hali, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Widok z Pisanej Hali, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Nowe schronisko Cyrla, Teresa Nowak
Szarlotka pychotka, Teresa Nowak
Sympatyczny mieszkaniec Cyrli, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
W dole Rytro, Teresa Nowak
Zniszczone wodą szlaki, Teresa Nowak
Poprad i zamek w Rytrze, Teresa Nowak
Zajazd PTTK Pod Roztoką, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Ruiny zamku w rytrze, Teresa Nowak
Ruiny zamku w Rytrze, Teresa Nowak
Magda, Teresa Nowak
Widok z /
Ruiny zamku w Rytrze, Teresa Nowak
Ruiny zamku w Rytrze, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Na Niemcowej, Teresa Nowak
Podejście na Radziejową, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Wieża widokowa, Teresa Nowak
My na szczycie Radziejowej, Teresa Nowak
Zniszczona wieża widokowa, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Radziejowa, Teresa Nowak
Przehyba, Teresa Nowak
Rozwidlenie znaków na Przehybie, Teresa Nowak
Mieszkaniec schroniska na Przehybie, Teresa Nowak
Schronisko o zachodzie słońca, Teresa Nowak
Schronisko PTTK na Przehybie, Teresa Nowak
Schronisko PTTK na Przehybie, Teresa Nowak
Maszt przekaźnikowy, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Przysiółek Przysłop, Teresa Nowak
Przysiółek Przysłop, Teresa Nowak
Na Dzwonkówce, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Dunajec, Teresa Nowak
Dunajec, Teresa Nowak
Dunajec, Teresa Nowak
, Teresa Nowak
Avatar użytkownika Teresa Nowak
Teresa Nowak
Komentarze 8
2011-03-12
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
08 listopad 2011 23:15

Bardzo dziekuję! 

 

Avatar użytkownika Teresa Nowak
Teresa Nowak
08 listopad 2011 22:40

Jasne

Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
08 listopad 2011 22:37

Wspominanki - 🙂 mogę pożyczyć do kolejnej relacji?

Avatar użytkownika Teresa Nowak
Teresa Nowak
08 listopad 2011 22:35

Oj, tęskno mi za górami...Byłam na kilku jedniodniowych wypadach ale to nie to samo, co obcowanie z górami prez cały tydzień. Dzięki, że komuś podobają się te moje wspominki 🙂

Avatar użytkownika mokunka
mokunka
05 listopad 2011 12:30

Fajna wyprawa. Widzę , że dusza turystki a i talent pisarski tez jest🙂 pozdrawiam🙂

Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
05 listopad 2011 00:17

Tak, rewelacja. Z wielką przyjemnością przeczytałem wspomnienia z siedmiodniówki, tym bradziej, że dwa tygodnie temu dreptalismy o wiele skromniej po Beskidzie Sądeckim i Gorcach.

Avatar użytkownika Teresa Nowak
Teresa Nowak
15 wrzesień 2011 21:52

Dzięki. W tym roku nie udało mi się powtórzyć wycieczki z serii "W siedem dni z ..."  Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze czegoś takiego dokonam tym bardziej, że mam zarys trasy 🙂

Zapraszam do obejrzenia mojej wycieczki "W siedem dni ze Zwardonia na Babią ". Moim zdaniem jeszcze ciekawszej.

Avatar użytkownika toja1358
toja1358
15 wrzesień 2011 08:03

Świetna wycieczka, piękne fotki. Pozdrawiam 🙂

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024