Śnieżka

Śnieżka, Krzysztof

20.09.2009.

Gdy po zejściu na dno doliny Łomniczki obejrzałem się, zobaczyłem siedemsetmetrową, monumentalną ścianę ze skośną szramą drogi transportowej. Śnieżka. Dziwna, bo pieszczotliwa nazwa Wielkiej Kapryśnicy.

Kanapki, jabłka, trzy litry napojów, sweter, zapasowe skarpetki, no i oczywiście płaszcz przeciwdeszczowy - wszak wybieram się na szczyt chmurnej i deszczowej góry. Co jeszcze? Palm - bo pamięć mam dobrą, tylko nieco krótką, i tabliczka mlecznej Goplany - jak iść w góry bez czekolady?

Wstałem o 4.30, wypiłem kawę, założyłem swoje stare, rozczłapane traktory, wziąłem torbę i wsiadłem do micry. Czułem radość: po całym lecie nad morzem nareszcie w góry! Byłem już za Jaworem, gdy po lewej zobaczyłem peplos Eos (nie był szafranowy, a tradycyjnie różowy), a przed sobą bajeczne zarysy drzew i wzgórz wyłaniających się z ciemności, ponad niską mgłą świtu. Krótko po ósmej wszedłem na szlak.

Góry nie widziałem aż do kotła nad Małym Stawem, ale gdy wszedłem na jego zwieńczenie, zobaczyłem ją. Minęło zmęczenie nóg, oddech uspokoił się, poczułem niecierpliwość i ekscytację - jak przed pierwszą randką - i jak wtedy irracjonalną tutaj obawę o jej odejście. Przyspieszyłem kroku patrząc na nią. W miarę zbliżania się ku niej rozległą płaszczyzną Równi, góra potężniała. Szczyt wznosił się, a zbocza traciły widoczne z oddali równe, spokojne linie stożka, pokazując zębate występy skał i zwały piargów. Lewym zboczem, od strony Karpacza, łagodnie wznosiła się dróżka dla dostawczych terenówek, opasując szczyt spiralą, a na wprost widziałem zygzakowatą nitkę stromej ścieżki pieszego szlaku. Niebieski, wiodący drogą, wydał mi się zbyt łatwy; Śnieżkę chciałem zdobyć, a nie zwyczajnie na nią wejść, chciałem łapczywie oddychać i czuć mięśnie nóg, chciałem zmęczyć się na jej stoku. Poszedłem na wprost. Góra przyjęła moją daninę pozwalając zdobyć się, a nawet w swojej łaskawości odsłoniła całe oblicze abym mógł podziwiać ją - kapryśnicę otuloną chmurami 300 dni w roku, deszczami i wiatrami odpychającą intruzów. Dzisiaj była rozjaśniona, słoneczna, uśmiechnięta i ciepła.

Czy dla mnie? Tak łatwo w to uwierzyć...

Wielka kotlina jeleniogórska zamknięta górami Wałbrzyskimi, a z drugiej strony szczytu, po czeskiej stronie, niesamowite zbocza kotła polodowcowego, a w lewo i w prawo bezkres Karkonoszy. Przestrzeń, ogrom, dal: ludzie w dolinie Łomniczki byli mniejsi od przysłowiowych mrówek, byli ledwie domysłem rozpoznawalnym tylko po ich mozolnym pełzaniu, a ponad nimi, wyżej i dalej, w niebieskości ginęły odległe i nieznane szczyty. W dali, w biegu wzroku ku odległemu horyzontowi, jest fascynacja i pragnienie, jest moja małość wobec Ziemi i urok naszej planety; pójść tam i zobaczyć nowy daleki horyzont, pójść, by poczuć w sobie nienasycone pragnienie przeżywania i nieuchwytną magię gór.

Kolory: szare piargi pochlapane żółtymi, seledynowymi i metalicznie zielonymi porostami mieszały się z kępami zielonej kosodrzewiny, by niżej dać się zastąpić ciemniejszymi świerkami, wśród których ginęły nitki szlaków i strumieni. Gdy schodziłem, na dnie doliny zobaczyłem inne kolory: małe brzózki w pogodnych kolorach słonecznej jesieni i zielone jarzębiny (przysiągłbym, że kolor ich owoców, podobnie jak kwiatów wrzosów tam rosnących, był czystszy, bardziej nasycony, po prostu piękniejszy), a gdy wszedłem w las, na brzegu ścieżki przywitały mnie liczne muchomory, ślicznie czerwoniutkie wśród szarych pni drzew.

Na czeskim zboczu zobaczyłem oblężony wyciąg krzesełkowy. Nasi sąsiedzi na górę wjeżdżali! Po prostu kupowali ją, płacili parę złotych jak za dziwkę i rozsiadali się w naszej restauracji przy piwie. Zgroza!

Orlej Perci pewnie już nie przejdę, ale wjechać na Granaty, nawet gdyby było można - nie chciałbym.

Właściwie dlaczego nie przejdę?

Gdy opowiadałem o tej wyprawie synowi, powiedział mi, że ktoś znany (nie pamiętam kto to był) zapytany o powód chodzenia w góry, odpowiedział: bo są. W pierwszej chwili pomyślałem, że była to odpowiedź nastawiona na efekt, ale póżniej przyszło mi do głowy, że może po prostu była oznaką niewiedzy i bezradności, że na swój sposób jest najprawdziwsza, bo mieszcząca w sobie wszystkie możliwe powody chodzenia w góry.

Oczywiście nie mogłem też ominąć znanego miejsca na jednej z ulic Karpacza, gdzie występują, opisane w reklamach, anomalie grawitacyjne. Ulica lekko opada, ale gdy zatrzyma się samochód i zwolni hamulec, pojazd jedzie pod górę. Sprawdziłem: faktycznie, powoli, ale jednak jedzie! Nic, tylko czary jakieś, bo w te anom... coś tam, to ja nie wierzę.

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
Komentarze 13
2010-12-03
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
18 październik 2011 20:45

Mieliśmy szczęście🙂 Ale wiesz jak jest w górach: one bywają nieobliczalne i za nic sobie mają nasze plany.

Dziękuję.

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
18 październik 2011 20:45

Mieliśmy szczęście🙂 Ale wiesz jak jest w górach: one bywają nieobliczalne i za nic sobie mają nasze plany.

Dziękuję.


18 październik 2011 14:59
Konto użytkownika zostało usunięte
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
05 grudzień 2010 17:21
Dlaczego nie mam zdjęć? Bo nie mam aparatu. Stary zepsuł się, nie warto go naprawiać, wydatków dużo, pieniędzy mało, a że teraz mam służbowy aparat (czasami w pracy muszę robić zdjęcia), to tak jakoś mi schodzi...
Czytałem gdzieś, że średnio przez 300 dni w roku szczyt Śnieżki jest w chmurach, więc nie tyle Ty masz pecha, co ja miałem szczęście. Na szczycie byłem w koszuli z krótkimi rękawami - tak było ciepło w drugiej połowie września! Nie wytypujesz właściwego dnia, Darku. Trzeba podejmować kolejne próby🙂
Avatar użytkownika Darek
Darek
05 grudzień 2010 10:29
A czemuż to nie masz fotek ze śnieżki ?
Ja myślałem że jeszcze nie zmontowałeś tej wycieczki do końca i z niecierpliwością czekałem na jej dokończenie.
Jak zdobywałem Śnieżkę to pogoda była względna jednak na szczycie była straszna mgła, właściwie to Śnieżka była zatopiona w chmurach.
Na następny dzień pogoda była idealna ale ja już miałem inne plany i Śnieżkę mogłem tylko podziwiać z dość dużej odległości, żałowałem potem że nie udało mi się właściwie wytypować odpowiedniego dnia na zdobywanie Śnieżki. W sumie to najbardziej żałowałem ograniczonego widoku z samego szczytu, poprzez nisko przemieszczające się chmury. Szczerze mówiąc to jeszcze nigdy nie udało mi się trafić na czyste niebo w trakcie wejścia na Śnieżkę. Ale może kiedyś mi się to wreszcie uda 😉
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
04 grudzień 2010 19:24
[cytuj autor='monika ']Jak zwykle wspaniała opowieść o górach.[/cytuj]
Dziękuję, Moniko. Staram się oddać swoje wrażenia, ale przecież widzę, że w tych opisach brakuje garści rzeczowych informacji. Tym bardziej cieszy mnie uznanie🙂
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
04 grudzień 2010 19:15
[cytuj autor='Darek ']Ostatnio czytałem twoje relacje, porównałem ze swoimi i stwierdziłem, że do kompletu brakuje jeszcze przede wszystkim Śnieżki. Ostatnio nawet odszukałem materiał i na dniach miałem go dołożyć, ale mnie wyprzedziłeś 😉[/cytuj]
Nic straconego, Darku, tym bardziej że nie mam zdjęć ze swojej wycieczki, a Ty robisz ładne zdjęcia.
Z zeszłorocznych opisów mam jeszcze wycieczkę w pobliże zamku Książ i na Chełmiec, w tych dniach zamieszczę tutaj te teksty.
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
04 grudzień 2010 19:12
[cytuj autor='Adam Prończuk']Letnią Orlą suchą , bez tłumów i burzy.[/cytuj]
Właśnie, bez tłumów na Orlej chyba się nie da.
Kilka lat temu, zimą, wybrałem się na Szrenicę. Słońce zachodziło gdy wszedłem na szczyt, schodziłem w ciemności i zszedłem ze szlaku. Później stwierdziłem, że tamtego dnia miałem dużo szczęścia.
Avatar użytkownika monika
monika
04 grudzień 2010 11:15
Jak zwykle wspaniała opowieść o górach.
Avatar użytkownika Darek
Darek
04 grudzień 2010 10:23
Ostatnio czytałem twoje relacje, porównałem ze swoimi i stwierdziłem, że do kompletu brakuje jeszcze przede wszystkim Śnieżki. Ostatnio nawet odszukałem materiał i na dniach miałem go dołożyć, ale mnie wyprzedziłeś 😉
Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
04 grudzień 2010 06:05
Letnią Orlą suchą , bez tłumów i burzy.
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
03 grudzień 2010 23:06
🙂
Opowiadała mi znajoma, że dopiero przy trzecim wejściu na Babią mogła zobaczyć daleki horyzont, więc nie jedna Śnieżka jest tą chmurną kapryśnicą. Nie wiem, czy zdecydowałbym się na zimowe wejście na Śnieżkę czy Babią. Chyba wolałbym letnią Orlą Perć.
Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
03 grudzień 2010 22:55
Ta twoja Pani Snieżka tak kaprysna jak moja Babia. Rok temu dorwało nas pod Łomniczką. W Karpaczu słońce, a dochodząc żóltym do schroniska pod Łomniczką, w niektórych miejscach po uda było swieżego, nawianego śniegu ( a gdzie tam do szczytu).
Pepikom się dorwało w w relacji mocno, a co.

Zwiedzone atrakcje

Karpacz - Śnieżka - Karpacz

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024