Rudawy Janowickie

, Krzysztof

21.11. 2010.

Na ostatni, pożegnalny, wyjazd w góry ponownie wybrałem Rudawy Janowickie, tym razem południową ich część. Startując z Przełęczy Pod Średnicą chciałem dojść do Głazisk Janowickich, do których doszedłem tydzień temu idąc z przeciwnej strony, i w ten sposób zamknąć swoją pętlę wokół Rudaw. Przeszedłem tę trasę, a nogi gnane moją nienasyconą tęsknotą drogi chciały iść dalej, ale zawrócił mnie rozsądek i krótki dzień: bałem się iść w ciemnościach.

, Krzysztof
, Krzysztof

Chciałem zachłysnąć się jesienią, przesiąknąć nią, zasmakować do końca, do dna, poczuć ją na sobie i w sobie, by w ten sposób pogodzić się z nią i nie buntować się już więcej przeciwko listopadowym słotom. Lepszej pogody nie mogłem sobie wyobrazić do moich celów, bo dzień ten był jesienią całą: ranek był słonecznym wrześniem, gdy stojąc na szczycie Skalnika patrzyłem w dolinę przede mną; południe deszczowym październikiem, gdy idąc wąską ścieżką w gęstym młodniaku strącałem na siebie niezliczone krople wiszące w igliwiu świerkowych gałęzi zagradzających mi drogę; schyłek dnia natomiast, wśród świerków pokrytych grubą szadzią, u stóp mając krzaki jagód przysypane śniegiem, był już zapowiedzią zimy.

Wyjechałem o czwartej, w jasną, księżycową noc, a miałem za sobą już połowę drogi gdy po lewej zobaczyłem Eos niemrawo ubierającą swoją szatę; zrazu była barwy brudnego granatu z niewyraźnymi pasemkami szafranu, ale później coraz więcej miała jasnych błękitów, seledynów i świecącego złota. Wcześniej, w nocy jeszcze, miałem rzadkiego towarzysza samochodowych podróży: z prawej wielki księżyc w pełni, a po lewej, na szosie, cień mojego samochodu, najprawdziwszy księżycowy cień. Im barwniejsze suknie miała na sobie Eos, tym bardziej nikł ten cień, aż w końcu zgubił mi się gdzieś między Legnicą a Jaworem. Nic to, został we mnie. Jest i będzie.

, Krzysztof
, Krzysztof

Parking był w miejscu zaznaczonym na mapie, więc moja znajoma pani z GPS zaprowadziła mnie do niego bez problemów; problem miałem z samochodem, bo ten znowu bał się (a może nie on, tylko ja się bałem? To możliwe.) zostać tam sam na cały dzień.

Wygodną, chociaż dość stromą asfaltową dróżką leśników doszedłem do drewnianego szałasu, usiadłem na drewnianej ławie z ręcznie ciosanych bali, popatrzyłem na ślady ogniska, na dach z desek, na milczącej, nieruchome świerki które w tamtej chwili wydawały mi wieczne, i przez chwilę miałem za towarzyszy wojów naszego Bolesława Chrobrego podążających tędy na południe, na Węgry, by bronić tam interesów swojej siostry. Pół godziny i tysiąc lat później był pierwszy szczyt: Skalnik – pierwsze moje oczarowanie.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Najpierw był Wysoki Kamień z Izerskich, później Wielka Sowa, Kalenica, Trójmorski Wierch, oczywiście Śnieżka, a ostatnio Krzyżna i Sokolik; w tej elitarnej grupie mieszczę i Skalnik, na którym stałem niby na granicy baśniowego świata otwierającego się przede mną. Kotlinę wypełniała niska, świecąca mgła, z której wystawały odrealnione, bo pozbawione łączności z ziemią, szczyty wzniesień i wysokie budynki Jeleniej Góry; zamykające kotlinę szczyty Gór Kaczawskich stały w ciepłym słońcu, a na lewo ciemna zieleń lasów na szczytach przedgórza trafiona niskim jeszcze słońcem jaśniała blaskiem starego złota; za mną niebieściła się wielka, surowa ściana Karkonoszy, a na ich szczycie stała Śnieżka w zimowej już szacie, cała śniegiem okryta.

Gdy w końcu czas pospołu z zimnem zgoniły mnie ze szczytu, siadłem na ławce obok krzyża (kolejna ukrzyżowana góra!) by przypomnieć sobie dalszą drogę, i wtedy zwróciłem uwagę na dwa szczyty omijane przez drogi: Bielec i Dzicza Góra. Zielony szlak biegł blisko, jakieś 300 metrów od szczytów tych gór, ale zapewne niemal wszyscy omijali je w drodze na Skalnik – znany, bo zaliczany do korony i chwalący się pięknymi widokami. Kto i po co miałby tam iść szukając drogi wśród świerków? Pomyślałem, że z tymi nieznanymi górami bez oblicza jest jak z dniami mojego życia – niewyróżniającymi się, zwykłymi dniami powszednimi, które przychodzą, całują mnie, i w nie pamiętaną przeszłość odchodzą smutne, bo natychmiast zapominane. Pomyślałem, że jeśli odnajdę te dwa szczyty i wejdę na nie, to nie tylko ofiaruję im to, czego tym górom brakuje, ale i sobie dam pamięć chwil im poświęconych.

, Krzysztof
, Krzysztof

Moja mapa różni się w szczegółach od przedstawianego terenu, więc pewności nie mam czy odszukane szczyty faktycznie były Bielcem i Dziczą Górą, ale akurat ten fakt mniej jest ważny, bo w tej prawdziwej realności, mojej własnej, byłem na obu tych górach, łącząc z nimi cząstkę mojego czasu.

Po drodze była głęboka Przełęcz Rudawska, a za nią Bielec, wspaniale prezentujący swoje gęste, szadzią pokryte lasy, które oglądane z przeciwległego zbocza wydawały się piąć pionową ścianą na niebosiężną wysokość. Szlak prowadzący zboczem Skalnika w dół ku przełęczy czynił wielkie wrażenie swoją dzikością, splątaniem kamiennego rumowiska z korzeniami drzew, martwymi, rozsypującymi się w próchno szczątkami, skaczącym po kamieniach lub rozlewającym się między drzewami strumieniem, a wszystko w półmroku gęstego boru, w chmurny dzień listopadowy, surowe, pierwotne.

, Krzysztof
, Krzysztof

Poznałem różne ścieżki: pnące się po głazach ledwie widoczne szlaki i trawiaste ścieżki zasypane rudym igliwiem modrzewiowym; wąskie, ginące wśród drzew, i szerokie dukty leśne niknące na zakręcie i ponownie odnajdujące się za nim, zamglone, czasami błotniste, a przecież tak pociągające swoją dzikością, ciszą, samotnością.

W poprzek tych dróżek czasami wisiały nitki z nawleczonymi nań płatkami śniegu - nachylałem się przechodząc, a nie chcąc ich zerwać - ale też bywało, że gdy podnosiłem głowę, nowe płatki cichutko i powoli opadały na mnie, czułem wtedy ich chłodny dotyk na twarzy.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Odpowiadała mi pustka szlaku: pierwszego człowieka spotkałem na szczycie Skalnika, był to myśliwy z wielką armatą na plecach i bezwstydem na twarzy, gdy mówił o polowaniu na grubą zwierzynę, na sarny i jelenie, a dopiero w pięć godzin później minął mnie zasapany rowerzysta, tak więc tylko Jesień mi towarzyszyła na swoich, bo jesiennych, mokrych i zamglonych, drogach Rudaw.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
Rudawy Janowickie, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
Komentarze 6
2010-11-24
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
26 listopad 2010 21:12
Adasiu, dobrze, rozumiem, ale ta luneta! Czy nie można by jej zamienić na łuk? Byłoby bardziej sprawiedliwie, jeleń miałby szansę, a i frajda myśliwego byłaby większa, jak mniemam.
A byk trzeciej klasy jest lepszy czy gorszy od byka pierwszej klasy?
W drodze na Skalnik widziałem karmnik dla zwierząt, był tam magazyn siana i takie fikuśne drabiny do jego dawkowania.
Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
26 listopad 2010 20:58
Tak. Mysliwy musi znać szereg przepisów i potrafić ocenić wiek, stan zdrowia zwierzyny. Prowadzone są ścisłe rejestry populacji w poszczególnych kołach. Dba się o równowagę i w przypadku jej naruszenia, nie przez polowania! lecz przez choroby, klęski żywiołowe, działania kłusowników , podejmuje się odpowiednie działania - przykładowo - zwiększenie pogłowia byków jeleni III klasy🙂. itd. Śmiem postawić tezę, że są rejony, gdzie nie zobaczyłbym jelenia, gdyby nie tamtejsze dobrze działające koło łowieckie.

Mamy Białowieżę ! - tam jest tak jak byc powinno.
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
26 listopad 2010 20:13
Faktycznie, do takich myśliwych trudno byłoby mieć o coś pretensje, ale czy faktycznie można ze sporej odległości, na ogół w ułamku sekundy, ocenić stan zdrowotny zwierzęcia? Nie mówię że nie, a tylko wyrażam swoją wątpliwość. A poza tym, tak mi przyszło do głowy: w naturze panuje równowaga, a tutaj tyle to znaczy, co istnienie naturalnych barier ograniczających populacje gatunków i działanie skutecznych sposobów eliminacji osobników chorych i starych - że wspomnę tutaj o drapieżnikach. Owszem, tak jest, ale jest w systemach zdrowych, pełnych i naturalnych, nie przekształconych przez człowieka. A u nas z jednej strony prowadzi się wycinkę lasów i przecina się je drogami, a z drugiej strony kusi dzikie świnie olbrzymimi polnymi spiżarniami pełnymi kukurydzy... Może i faktycznie w niektórych sytuacjach ci z lunetami są przydatni... Ale co ta świnia zawiniła, że jej dęby wycięli, a posadzili kukurydzę??
To ja już nie wiem...
Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
26 listopad 2010 08:46
Tak, masz rację.Przez lunetę łowczego ze 100 m oglądałem budowę żołędzia. Moja łagodząca uwaga dotyczyła osób przestrzegających okresów ochronnych, prowadzących odstrzały regulujące pogłowie lub zwierząt chorych, chodzące po lesie z aparatem fotograficznym, strzelających głównie do rzutek, budujących paśniki i sadzących drzewa🙂
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
24 listopad 2010 22:31
Adamie, teraz myślę, że mogłem troszkę opóźnić powrót, wracać już po zmroku, bo nie widziałem jeszcze górskiego boru nocą. Nic to, następnym razem, pewnie tej zimy...
Nie oceniam myśliwych w tych kategoriach, Adasiu. Nie jestem też wegetarianinem, a jedząc mięso niejako popieram zabijanie zwierząt. Szkoda mi dzikich zwierząt odstrzeliwanych przez myśliwych, wolałbym jelenia czy sarnę oglądać w ich biegu, żywych; wolałbym, aby myśliwy polował, a nie strzelał z armaty z lunetą, bo nie polowanie to jest, a ruchoma tarcza strzelnicza, a egzekucja. Wiesz, kiedy byłoby polowanie? Gdyby myśliwy wziął oszczep i topór i poszedł śladami jelenia, podszedł go, przechytrzył i zabił. Wtedy byłby myśliwym. Teraz nie jest nim.
Avatar użytkownika Adam Prończuk
Adam Prończuk
24 listopad 2010 22:21
Udał się pożegnalny wypad 2010. Cieszę się. Pogoda faktycznie dopisała. W niedzielę zaczęła sie pełnia. Ja schodziłem z gór o zmroku , a księżyc wstawał ok. 15 duży i pomarańczowy, niczym małe słońce.

Przy okazji
Nie wszyscy myśliwi są źli.

Zwiedzone atrakcje

Przełęcz pod Średnicą – Skalnik – Przełęcz Rudawska – Wołek – Głaziska Janowickie – Wołek – Dzicza Góra – Bielec – Przełęcz Rudawska – Skalnik – Przełęcz pod Średnicą.

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024