Śnieżne Kotły

, Krzysztof

09.05. 2010.

Na wyprawę zdecydowałem się późnym wieczorem, bo nie dość, że miałem mieć służbowy wyjazd, w ostatniej chwili odwołany przez pryncypała, to jeszcze prognoza pogody dla Karkonoszy nie była zachęcająca. Niedziela w fotelu, nad słowami? W maju? Gdzieś tak około godziny 23 poczułem coś podobnego do wyrzutów sumienia: nie jechać to tak, jakbym dniem tym pogardził tylko dlatego, że nie może mi dać słońca i nieba błękitnego. Odłożyłem książkę, przygotowałem kanapki, zapakowałem torbę i nastawiłem budzik na godzinę czwartą.

, Krzysztof
, Krzysztof

Tym razem cel zobaczyłem z odległości wielu kilometrów, z przełęczy w Górach Kaczawskich, gdzie wczesnym rankiem zaprowadziła mnie kręta, boczna droga: widziałem zaznaczoną jęzorami śniegu wielką wyrwę w sinej ścianie Karkonoszy - kar, czyniący niezatarte wrażenie, niezatarty ślad lodowca.

Plan trasy miałem opracowany już wcześniej: z Jagniątkowa, ładnej, jak się okazało, wioski u stóp Karkonoszy, do Czarnego Kotła, stamtąd zielonym szlakiem na dno obu Śnieżnych Kotłów, później długim zakolem przez Łabski Kocioł na Czarcią Ambonę, a na koniec zejście w dolinę po minięciu Wielkiego Szyszaka.

, Krzysztof
, Krzysztof

Kiedyś, kiedy wędrowałem tatrzańskimi ścieżkami, podawane czasy przejść na szlakach znacznie wyprzedzałem, a teraz muszę porządnie zasapać się by je dogonić, co mam za niezbity dowód na przyspieszenie zegarów. Pewna moja znajoma zauważyła, jakże trafnie!, że kiedyś jej stara mechaniczna waga pokazywała dobrze, a teraz, gdy stanie na swoim nowym, elektronicznym wynalazku, ten zawsze pokazuje za dużo. Coś w tym jest, faktycznie, bo skoro zegary - elektroniczne! - także za szybko kręcą wskazówkami...

A jest niesprawiedliwie, bo to ludziom młodym czas powinien pędzić, a dla mnie mógłby chociaż trochę zwolnić!

Śnieżne Kotły, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Jakoś to dziwnie urządzony jest ten świat.

Z poziomu szczytu kotłów Wielki Szyszak okazał się zadziwiająco małą kupą kamieni, skalnym rumowiskiem jakby usypanym tam ludzką ręką, ale za to gdy podszedłem do pierwszej ambony, kurczowo chwyciłem się metalowej balustrady i spojrzałem w dół czując znane mrowienie w nogach, zrozumiałem, dlaczego ten kocioł nazywany jest Śnieżnym i Wielkim. W miarę równa płaszczyzna wierzchowiny urywała się nagle, na przestrzeni metra, za którym była już tylko dwustumetrowa przepaść. W pionowych, poszarpanych i dzikich skałach było coś przyciągającego wzrok, stałem więc, drżąc z zimna, i patrzyłem.

, Krzysztof
, Krzysztof

Szare skały, ostre, najeżone granie, jęzory śniegu między nimi, zimny wiatr i fascynacja.

Z czasem dziwnie jest w górach. Otóż im wyżej byłem, tym wcześniejszą wiosnę widziałem, a na szczycie czekała na mnie zima: przenikliwy wiatr od którego drętwiały dłonie, brązowe, śpiące jeszcze trawy zmylone w swoich rachubach czasu, i liczne, grube, drwiące z kalendarza łachy śniegu. Gdy w Łabskim Kotle szedłem przez taką łachę, przypomniało mi się zimowe wejście na Szrenicę sprzed kilku laty, gdy na podobnym zboczu, w nocy, zszedłem ze szlaku i wpadłem po pas w śnieg. Miałem szczęście tamtej nocy - szczęśliwie dotarłem na dół, do miasta.

, Krzysztof
, Krzysztof

Modrzewie rosnące poniżej linii kosodrzewiny dopiero pokazują małe, zielone pędzelki swoich igieł i daleko im jeszcze do bujnej szaty swoich braci z doliny, a brzozy rosnące na jej skraju pokazały się mi w najpiękniejszej chwili swojego wiosennego strojenia się - minionej już w dolinach - gdy maleńkie listeczki tworzą na nich zieloną, delikatną mgiełkę - uroczą zapowiedź ich ładnej, a tak prostej szaty. Jeszcze niżej, wśród domów, przywitała mnie pachnąca miodem biel sadów owocowych i feeria kolorów w ogrodach okolonych kwitnącymi krzewami forsycji.

Poczułem zdziwienie: tam niedostępne granie chłostane zimnym wiatrem, ni śladu zieleni i wiosny, tutaj natomiast widzę jaskółki, a jednak poszedłem tam, kilometr wyżej. Poszedłem i zobaczyłem dzikie, niezmienne, istniejące tylko dla siebie skały; zobaczyłem horyzont odległy, przestrzeń ogromną; doznałem poczucia własnej znikomości - oczyszczającego i w przedziwny sposób dającego siły. Nasyciłem oczy pierwotnym urokiem Przyrody.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

Obejrzałem się. Szczyty zasłaniała ściana lasu, ale przecież wiedziałem, że one tam są i nie pozwolą mi na długą nieobecność; wiedziałem, że kiedy tylko zawołają mnie, wsiądę do samochodu i znowu przyjadę, bezwolny wobec ich przemożnej siły przyciągania.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof
Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
Komentarze 1
2010-11-13
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Avatar użytkownika darek
darek
09 sierpień 2012 16:14

witam

wspaniala wyrypa,odwiedzilem te miejsca , zresztą jeszcze wiele takich wspanialych miejsc ,

w czerwcu tego roku ,Karkonosze to naprawde magiczne  gory.,,....

pozdr.,..

Zwiedzone atrakcje

Żadne. Start i meta w Jagniątkowie u stóp Karkonoszy

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024