Góry Stołowe

, Krzysztof
Miniaturowa mapa z zaznaczeniem

18.04. 2010

Poznałem go natychmiast: pysk wyciągnięty do przodu niczym u małpy, grube wały nad oczami, uszy przyciśnięte do czaszki, głowa wtulona w ramiona. Prostował swą wielometrową postać i skamieniałym wzorkiem patrzył w dal, nieporuszony, obojętny na ludzi kręcących się obok. Małpolud. Jedna z najbardziej znanych skał Gór Stołowych.

, Krzysztof
, Krzysztof

Budzik nastawiłem na czwartą, bo byłem zachłanny, wygłodniały po zimie (jak narkoman na głodzie - powiedziała pewna moja znajoma myśląc o górach), a po siódmej zaparkowałem samochód na rynku Radkowa, małego miasteczka w Kotlinie Kłodzkiej. Myślałem o wejściu na szlak w Karłowie, ale byłby to oszukany start, bo z połowy dystansu, a górę powinno się zdobywać od jej podstawy; chodziło mi też o ten nieszczęsny, bo dodatni, bilans kalorii po zimie - rezultat kłamliwych zapewnień o braku kalorii w ciasteczkach sprzedawanych mi przez sympatyczną babkę w osiedlowym sklepiku. I takim sposobem, przez kobietę, zdecydowałem się pójść dłuższym szlakiem, chociaż teraz, po przejściu tej trasy, powinienem jej podziękować, bo w pewnej mierze jej zasługą było moje przejście przez Skalne Wrota.

Zaraz za miasteczkiem zobaczyłem cel mojej wędrówki: ze stromych zboczy pokrytych lasem wyłaniały się pionowe, poszczerbione skały niczym zębiska monstrualnego zwierza. Szczeliniec Wielki.

Góry Stołowe, Krzysztof
Góry Stołowe, Krzysztof

Później, gdy schodziłem z niego, pomyślałem, że powinien nazywać się Wielki Szczeliniec Wielki.

Cała Kotlina Kłodzka leżała przede mną, aż hen, po dalekie szczyty Gór Sowich i Bardzkich, tak wyraźne, a odległe ode mnie o 20 kilometrów. Dużo bliżej, wśród kolorowych pól, rozrzucone były miasteczka. Które z nich jest Radkowem? To, czy może to drugie, sąsiednie? Nie mogąc się zdecydować, sięgnąłem po mapę. Radków był miastem po prawej, a to z lewej okazało się Bozanovem, miasteczkiem już po drugiej stronie granicy. Ponownie, jak tyle już razy, doznałem zadziwienia przestrzenią - tym razem jej jednorodnością. Bo oto tak wyraźna na mapie granica, owa gruba, czerwona, zygzakowata krecha biegnąca przez pola i góry, podkreślana jeszcze odmiennością nazw po obu stronach, ta granica przestawała istnieć w momencie podniesienia głowy i spojrzenia w dolinę przede mną. Między obydwoma miasteczkami widziałem lasek, mapa mówiła mi, że granica biegnie tuż na prawo od niego, ale nic tam nie widziałem poza żółtym prostokątem pola. Gdy w drodze powrotnej wszedłem do miasteczka, znalazłem jeszcze jedno potwierdzenie braku tej tak sztucznej, nierzeczywistej granicy: biały drogowskaz na małym skrzyżowaniu informował o dwóch drogach - w prawo do centrum miasta, w lewo do Bozanova.

, Krzysztof
, Krzysztof
, Krzysztof

I tak jest dobrze. Tak być powinno.

Przygodnie poznane na szczycie małżeństwo opowiadało mi zdarzenie z dawnych czasów, gdy te granice były wyraźne i wśród pól. Otóż ich sąsiad, a mieszkają tuż przy granicy, wymieniał kiedyś koło w swoim samochodzie przed swoim domem. Koło wypsnęło mu się z ręki i tak nieszczęśliwie potoczyło, że przekroczyło granice. Bez paszportu, oczywiście. Właściciel poszedł za nim, a pech chciał, że trafił na czeskiego policjanta. Dużo trzeba było wyjaśnień, aby koło i człowiek mogli wrócić do ojczyzny...

, Krzysztof
, Krzysztof

Festiwal kamiennych kompozycji.

Wiele razy podziwiałem konstrukcje piętrowo ułożonych głazów tak przemyślnie klinujących się wzajemnie i wzajemnie podpierających, że i inżynier nie wymyśliłby lepszych układów dźwigających wielkie ciężary.:

Na jednej z pionowych ścian, na małej półce leży kamień, właściwie wisi niemal całą swoją długością nad przepaścią, przygnieciony drugim, większym kamieniem, a ich wzajemne ułożenie pozwala wyobrazić sobie tę chwilę sprzed wieków, w której ze szczytu ściany oderwały się dwa głazy i rozpoczęły swój lot ku ziemi, przerwany w tym miejscu wzajemnym zatrzymaniem.

Stutonowy głaz wisi nad stromym zboczem, trzymany jakimś starym zaklęciem albo tymi patykami podłożonymi pod niego przez turystów; oglądam go, jak wiele przed nim i po nim, chodzę wokół chcąc dojść przyczyny jego tkwienia tutaj, w zawieszeniu, a nie na dnie doliny; trudno uwierzyć w przypadkowość tak przemyślnego podparcia głazu.

Pionowy słup z obu stron wsparty skośnymi, płaskimi ścianami tworzy kamienny namiot; kamień sięgający piętra dziwnie stoi, jakby oparł się o ziemię jednym palcem, na którym spoczywa cały jego wielki ciężar - bocian stojący na jednej nodze. Klękam szukając punktów podparcia, a na koniec lekko opieram dłoń o głaz w irracjonalnej obawie przewrócenia go.

Bogactwo kształtów.

Skalne giganty stoją przytulone do siebie, w pozach pełnych przerażenia, jak grupa nierozważnych śmiałków stojących przed straszliwym obliczem Gorgony; między drzewami przyczaiła się głowa z czołem wysokim przykrytym hełmem z mchu i paproci; stoi przeniesiona tutaj z Wysp Wielkanocnych i patrzy na mnie nieruchomym wzrokiem; kępa małych świerków z innej kamiennej głowy czyni rozczochrany łeb zbudzonego Cyklopa.

Świerk znalazł dla siebie miejsce na szczycie głazu, wypuścił kilkumetrowe korzenie, opasał nimi kamień przyszpilając go do ziemi; mam cię, nie uciekniesz mi – zdaje się mówić nie wiedząc, jak mało znaczącą i krótką chwilą jest jego życie w długim istnieniu skały, bo oto w innym miejscu widzę rozsypujące się w próchno resztki drzewa na szczycie niewzruszonego głazu. Pod gęstą koroną świerków wystaje z ziemi szyja i łeb wielkiego dinozaura, z którego zaciśniętej, dwumetrowej paszczy zwisają resztki krwawej, ohydnej strawy – wiechcie zeszłorocznych traw i paproci. Wśród szarych pni drzew skały stoją niczym prastare duchy, zjawy z dawno nieistniejącego świata, nieporuszeni świadkowie tysiącleci, oplecione korzeniami, przykryte czapami mchów i paproci; czasami wygładzają swe obłe cielska, prostują plecy i ustawiają się w szeregu, któremu tylko dachu brakuje, by stać się zamkiem Natury.

Kontrast barw i pór roku.

Na szczycie zostawiłem zieleń i słońce ciepłego dnia wiosny i zszedłem w głębokie wąwozy, w wąskie szczeliny między skalnymi ścianami zionącymi przenikliwym zimnem, zasypane jeszcze śniegiem, o ścianach pokrytych zamarzniętym szkliwem, podparte lodowymi stalaktytami. Miałem wrażenie napierania na mnie szarych, mokrych i zimnych skał w ciasnych przejściach, czułem atawistyczny lęk i szukając ratunku, patrzyłem w górę, na wąską, poszarpaną linię świetlistego błękitu nieba między atakującymi mnie głazami, patrzyłem niczym na raj utracony z dna piekła.

Piekło nie jest gorące, nie. Tam jest lód i szare kamienie; i nie mieszkańcy raju patrzą w dół dla swojej radości (jakże wątpliwej moralnie), a ci z dołu patrzą na spacerujących mieszkańców asfodelowych łąk.

Schodząc kamienistym łożyskiem strumienia po wschodniej stronie zbocza, przechodziłem między dwoma grupami skał zwanymi Skalnymi Wrotami. Ich posępną, ale majestatyczną urodę, ogrom, przy którym człowiek czuje się mały i bezwarunkowo podległy prawom przyrody, dobrze widać, gdy minąwszy je obejrzy się i podniesie głowę: pionowo wyrastają ze stromizny zbocza, szare, surowe, posępne, groźne, wieczne; są jak strażnicy twierdzy z powieści fantasy, jak bramy czarodziejskiego świata.

W drodze powrotnej mignęła mi po lewej ładna dróżka biegnąca skrajem pola i lasu, kusząc mnie obietnicą wiatru i skowronków, więc zawróciłem i poszedłem odebrać obiecane. Nie kłamała, a w swojej szczodrości dorzuciła mi jeszcze ciepło słońca i magnetyczny urok horyzontu zamkniętego niebieskimi górami.

Avatar użytkownika Krzysztof
Krzysztof
Komentarze 0
2010-11-11
Moje inne podróże

Komentarze

Zostaw swój komentarz

Wycieczka na mapie

Zwiedzone atrakcje

Radków

Radków

Zaczarowane Podróże - dawniej podroze.polskieszlaki.pl
Copyright 2005-2024