Czy Wam też zdarzają się takie dni, kiedy macie ochotę na wagary od życia? Od pracy, codziennej krzątaniny, a nawet najbliższych, choćby najbardziej kochanych? Mnie raz na jakiś czas dopada taki nastrój i jeśli najdzie mnie wersja hardcore, po prostu muszę wziąć dzień wolny od wszystkiego i pobyć sama ze sobą, by naładować mentalne akumulatory.
Tym razem dopadło mnie w połowie lipca, a moje "wagary" wykorzystałam na pachnącą wycieczkę do Rzucewa. Dlaczego pachnącą? Bo postanowiłam dotrzeć na miejsce prowadzącą z Osłonina, liczącą kilkaset lat lipową aleją, na którą składa się około 200 drzew; niektórzy twierdzą, że zasadzonych ręką Jana III Sobieskiego, który bywał w Rzucewie na polowaniach.
Lipy rosną nie tylko na odcinku Osłonino - Rzucewo, ale także na drodze z Żelistrzewa, z którego wyruszyłam na ten dość długi spacer. Były akurat w pełni pory kwitnienia, więc zapach unosił się w powietrzu cudowny. W świetnym nastroju dotarłam do rzucewskiego zamku, wzniesionego w XIX wieku na miejscu dawnych zabudowań dworskich. Obecnie mieści się w nim hotel z restauracją, a zwiedzać go mogą nie tylko hotelowi goście - parter ze wspaniałą biblioteką oraz salą pamięci Jana III Sobieskiego jest udostępniany (bezpłatnie) wszystkim chętnym. Warto obejrzeć wnętrza, a kawę wypić na restauracyjnej "werandzie" z widokiem na piękny ogród.
Zamek to najważniejsza, ale niejedyna atrakcja w Rzucewie. Kilka lat temu utworzono w nim park kulturowy pod nazwą Osada Łowców Fok. Jego celem jest przybliżenie zwiedzającym tzw. kultury rzucewskiej, czyli kultury późnego neolitu, obejmującej tereny na pobrzeżu Morza Bałtyckiego od Zatoki Puckiej do ujścia Niemna, datowanej od poł. II tysiąclecia do końca XVIII w. p.n.e. Przedstawiciele tej kultury trudnili się między innymi bursztynnictwem oraz połowami ryb i fok, a także stworzyli charakterystyczne metody wytwarzania kamiennych narzędzi i naczyń. W skład parku wchodzi niewielkie muzeum utworzone w autentycznym budynku przeniesionym ze wsi Mosty oraz rekonstrukcje obiektów składających się na ówczesną osadę, między innymi chaty słupowej. Obejrzenie wszystkich obiektów nie zabiera wiele czasu, a wszystko odbywa się przy akompaniamencie szumu morza. Rzucewo to naprawdę fajne miejsce nie tylko na wagary, ale i dłuższy urlop 🙂
Bardzo ciekawie wyszły Ci te jednodniowe wagary. Ja najpierw dziecięciem będąc rodzinnie bywałem w Dziwnowie, Mielnie i Ustroniu Morskim. Potem od 1980-82 Ludowe Wojsko Polskie gościło mnie w Kołobrzegu i Koszalinie na tych słynnych znienawidzonych wczasach w zielonych mundurach. A jeszcze potem 1,5 roku w Darłowie mieszkałem
Bardzo atrakcyjne miejsce,które niestety nie znam.
[cytuj autor='Joanna'] Nawet nie wiedziałam, że istnieje pałac w Rzucewie. Ja na kilkudniowe wagary od życia jeszcze sobie nie pozwoliłam. Trudno byłoby nawet logistycznie. Ale tradycją się staje, że 1 dzień urlopu jest tylko dla mnie. Tym razem był to ostatni dzień. Doładowałam akumulatory bardziej niż przez resztę wyjazdu 🙂 [/cytuj]
Mam nadzieję, że wkrótce na te górskie wagary będę jeździł razem z moimi dziewczynami. W końcu Lenka ma już 5,5 roku, czas szybko leci... takie moje marzenie :-)
Nawet nie wiedziałam, że istnieje pałac w Rzucewie.
Ja na kilkudniowe wagary od życia jeszcze sobie nie pozwoliłam. Trudno byłoby nawet logistycznie. Ale tradycją się staje, że 1 dzień urlopu jest tylko dla mnie. Tym razem był to ostatni dzień. Doładowałam akumulatory bardziej niż przez resztę wyjazdu 🙂
Tradycją stało się że raz do roku budzi się we mnie Brutus i taka odskocznia, najczęściej parodniowa, górska, staje się faktem. Jest to możliwe dzięki wyrozumiałości mojej Żonki i coraz bardziej Córki.
Rozumiem Cię jak najbardziej.
A wycieczka bardzo fajna, można naładować akumulatory w takich pięknych okolicznościach.
Znam to uczucie, choć na takie wagary jeszcze sobie nie pozwoliłam, czasem psa zabieram w pola...
Jak byłam dzieckiem i to takim w pierwszych klasach podstawówki, to 2 razy byłam na koloniach w Żelistrzewie i wtedy do Osłonina pieszo chodziliśmy na plażę. Meduzy tam były...