Wyjechaliśmy bardzo wcześnie żeby zdążyć zwiedzić kopalnię i jeszcze móc jechać w Beskidy do naszego ulubionego miejsca od zeszłego roku kiedy byliśmy tam pierwszy raz, do drzewa przy schronisku. Kopalnie najbardziej chciał zwiedzić Kuba a w szczególności jedną z atrakcji tego miejsca. Od samego początku najważniejsze było dla niego przejechać się windą. No a na to trzega było czekać ponad dwie godziny bo tyle czasu trwało zwiedzanie. Zaczęło się od pokonania paru set schodów. Na końcu przewodnik powiedział nam że jest ich około ośmiuset. Muszę przyznać że w głowie się trochę od tego kręciło. Po zejściu na pierwszy poziom mogliśmy oglądać wspaniałe komory z równie pięknymi
rzeźbami wykonanymi oczywiście z soli. Oprócz rzeźb są tam także figury ludzi, zwierząt, są maszyny przedstawiające pracę w takiej kopalni. Kuba mógł sobie pokręcić kieratem z innymi dziećmi , ale najbardziej spodobała mu się makieta przedstawiająca jak konie wyciągały sól na powierzchnię, bo nie chciał od niej odejść. Mnie natomiast zachwyciło miejsce gdzie schodzi się na drugi poziom. Pierwsze schody które pokonywaliśmmy wyglądają po prostu jak klatka schodowa z tym że jest cała z drewna no i wydawało mi się że nie ma końca. Tak więc zwiedzając schodzi się w dół po schodach lub chodzi się przez korytarze. Zaś w tym jednym miejscu schodziło się po schodach biegnących tak jakby przez tunel schodzący w dół z ukosa. Tak więc przed sobą widziało się wielką jamę wchodzącą w głąb ziemi. Oprócz tego wspaniałe czerwone oświetlenie schodów i wrażenie było niesamowite i trudne do opisania. Będąc już w tej kopalni mogę ją opisać jako podziemne miasteczko wypełnione uliczkami,
kapliczkami, z podwodnym jeziorkiem. Oczywiście najokazalsza jest kaplica świętej Kingi, która jest największa, a ogromne żyrandole u jej sufity sprawiają że kojarzy mi się z salą balową na zamku. Wręcz chciałoby się tam zatańczyć w długiej sukni. Po spędzeniu tych trzech godzin pod ziemią pojechaliśmy w Beskidy żeby móc się rozkoszować wiosną, zielenią i ciszą. Nie umiem dokładnie opisać co jest takiego w tej polanie na Kudłaczach, ale po prostu chce się tam wracać. Najbardziej Jagoda nie mogła się doczekać kiedy w końcu tam będziemy. Na koniec wyciczki zachaczyliśmy na chwilę o
Myślenice. Chciałam zobaczyć jak tam jest czy warto tam na przykład jechać na wakacje. Dzieciom się spodobało bo próbowali rzucać kaczki na rzece no i pochodzili sobie po kamieniach. Jest tam dość przyjemnie, wzdłuż rzeki jest park z ławkami gdzie można pospacerować. I tak późnym wieczorem wróciliśmy dopiero do domu, zmęczeni ale szczęśliwi z dodatkowym bagażem nowych wspomnień i wrażeń.