"W górach wydaje nam się często, iż życie przeżywa się tym intensywniej, im bardziej człowiek zbliża się do ostatecznej granicy, a nigdy nie czuje się bardziej żywy niż wtedy, gdy otarł się o śmierć".
"Góry. Stan umysłu" to książka niezwykła, bowiem jest wnikliwą próbą odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie pchają się w trudne tereny i zabójcze warunki pogodowe, opuszczając ukochanych i ryzykujac swe zdrowie i życie. Co nimi kieruje w tak irracjonalnym działaniu ? Macfarlane szuka odpowiedzi w bogatej, górskiej literaturze i pozwala zrozumieć, jak postrzeganie gór i uczucia wobec nich zmieniały się wraz z kolejnymi wiekami. Jak jeszcze w XVII stuleciu nieprzychylnie odnoszono się do mrocznych obszarów górskich, wokół których narastały mity i których się po prostu obawiano, a chęć ich eksploracji traktowano jak szaleństwo. Z biegiem czasu jednak podejmowanie wyzwań niosących ryzyko stało się atrakcyjne, wręcz obsesyjne.

Robert Macfarlane również złapał górskiego bakcyla i to dość szybko. Już w wieku 12 lat zanurzał się w górskiej literaturze historycznej, w rodzinnym domu dziadków. To tam, w bogatej biblioteczce odnalazł opisy wypraw, które zapoczątkowały i jego chęć parcia w nieznane, choć obce jest mu świadome podejmowanie dużego ryzyka, które mogłoby się skończyć śmiercią.
A jednak są tacy, którym góry tak zawładnęły umysłem, że przestają racjonalnie myśleć, albo zakochują się w nich tak bardzo, że nie potrafią z nich zrezygnować, nawet jeśli cel wymaga ostatecznej ofiary. Tak było w wielu przypadkach, a idealnym przykładem jest George Mallory, którego romans z Everestem, szczegółowo opisany w książce, zakończył się w 1924 roku tragicznie, choć w domu czekała kochająca żona i trójka dzieci.

Co sprawia, że tak wielu pragnie zdobywać szczyty? Likwidowanie białych plam na mapie, ciekawość świata, adrenalina związana z podejmowanym ryzykiem, chęć rywalizacji i bycia pierwszym, nagroda w postaci satysfakcji z osiąganego celu i ciągłego pobudzenia. A nade wszystko widoki!!! Szczyty nie tylko oferują fantastyczne obrazki, z przejmującą grą światła, ale pozwalają widzieć znacznie dalej. Niejaki John Auldjo już w 1827 roku określił widoki ze szczytu Mont Blanc jako "olśniewające cudowności", wynagradzające zimno i trudy zdobycia góry.
Macfarlane porównuje wychodzenie w gory do "Opowieści z Narnii" Lewisa, w których czwórka dzieci w cudowny sposób wkracza do świata wiecznej zimy, gdzie czas się zakrzywia i dzieją się nieoczekiwane rzeczy. Podobnie w górach umysł traci panowanie nad upływającymi chwilami, a biała kraina zawsze czeka, wystarczy wiedzieć, gdzie zajrzeć i być na tyle ciekawym, by tam podążyć...