Grudzień to dobry moment, by odwiedzić Śląskie Centrum Wolności i Solidarności w Katowicach. A dlaczego? Bo to muzeum upamiętnia znamienne wydarzenia właśnie z grudnia 1981 roku, kiedy ZOMO dokonało pacyfikacji strajkujących górników kopalni "Wujek".
Ciekawi tej wystawy wybraliśmy się do Centrum i również Was zachęcamy, by odwiedzić to miejsce. Oczywiście najważniejsze są tutaj poruszane treści, mocne i przejmujące, ale sama formuła muzeum również wywarła na mnie wielkie wrażenie. Nowoczesny, multimedialny przekaz, w połączeniu z fantastyczną scenerią idealnie komponują się w całość. To światowa klasa i jestem dumna, że możemy szczycić się takimi Muzeami w Polsce!
Razem z Mikołajem Kopernikiem przemierzaliśmy Szlak Kopernikowski województwa warmińsko-mazurskiego. Odwiedziliśmy atrakcyjny Olsztyn, współczesną stolicę Warmii z ujmującymi zabytkami oraz malowniczymi jeziorami. Zwiedziliśmy piękne kościoły w Ornecie i okolicy.
Zatrzymaliśmy my się w majestatycznym zamku w Lidzbarku Warmińskim, gdzie podziwialiśmy bodaj najpiękniejszą salę gotycką w Polsce. W Gietrzwałdzie nieco poza Szlakiem zachwycaliśmy się deskalami i pyszną kuchnią, a we Fromborku poznaliśmy największą w Europie warownię katedralną. Pospacerowaliśmy też brzegiem morza. Wszystko to w przeddzień Roku Kopernikańskiego w 2023 roku.
Choć to nie pienińska Sokolica, to i tak bardzo ją lubię. Sterczy monumentalnie w sercu malowniczej Doliny Będkowskiej. Robi wrażenie, to jej trzeba przyznać. To najwyższa skalna ściana nie tylko Dolinek Krakowskich, ale całej Jury. Liczy blisko 100 metrów! I dziś nie chodzi o wysokość bezwzględną, czyli mierzoną względem poziomu morza, a wysokość względną, czyli po prostu wysokość skały widoczną gołym okiem. To jedna z ulubionych skał wspinaczkowych w tej okolicy (poza Dupą Słonia stojącą bardziej w głębi doliny). Przy ładnej pogodzie zawsze spotkać tu można wiszących na linie. Poprowadzono tu kilkadziesiąt dróg wspinaczkowych. Niektóre mają najwyższe stopnie trudności.
Taka wspinaczka nam nie w głowie, ale o tym, żeby stanąć na szczycie Sokolicy myślałam już od dawna. Warto spełniać takie małe marzenia, bo z dużymi już tak łatwo nie jest. Spod Brandysówki cofnęliśmy się więc trochę nad potok i stąd stromą ścieżką ruszyliśmy pod górę. O ile inne podejścia na ostańce jurajskie są dość proste i szybkie, tu jest inaczej. Naprawdę stromo i męcząco. Szczególnie z Amelią na plecach. Łukasz przyznał się potem, że pod koniec już myślał, że nie da rady. Nie polecam absolutnie iść tu z małymi dziećmi na nóżkach. Również z powodu wysokości na górze. Kolana mi miękną, jak widzę dzieci na skałkach, a tutaj nawet nie brałam takiej opcji pod uwagę. Na szczęście był wieczór, więc Amelia chyliła się do snu i spokojnie siedziała w nosidle. Widok stąd jest bardzo ładny, idealny za zachód słońca.
Juhu, znowu można spacerować malowniczą Grzędą Mirowską na Jurze i przejść od zamku do zamku. Co prawda musimy za to zapłacić, ale przynajmniej ten piękny odcinek szlaku znowu jest dostępny!
W połowie drogi widać obydwa średniowieczne zamki, dzieli je w sumie około 1,5 km ścieżki. A gdy z niej nieco zboczysz, to odkryjesz wejście do Jaskini Stajnia. Znaleziono tu najstarsze w Polsce szczątki człowieka. Kopalnego krewniaka - neandertalczyka, którego okrzyknięto Bobolusem 🙂 Owe znaleziska to zęby. Tak naprawdę należały do kilku osób. Jaskinia jest dostępna, bezpieczna i wysoka. Korytarz liczy około 30 km. Po całej Grzędzie oprowadziła nas Amelia, bo miała specjalną mapę. Dzięki temu ważnemu zadaniu, przeszła całą trasę na własnych nóżkach, a do jaskini weszła pierwsza i tak pewnie, jakby to była dla niej codzienność 😉
Tak doszliśmy do Zamku Mirów, który był kiedyś zwykłą strażnicą, podległą Bobolicom. Z czasem rozrósł się do samodzielnej warowni. Legenda mówi, że zamkami władali bracia: Mir i Bobol, którzy poprztykali się o kobietę. Mir miał piękną ukochaną, ale i Bobolowi przypadła ona do gustu. I to z wzajemnością. Przyłapawszy ich na zdradzie, Mir zabił młodszego brata, a dziewczynę zamurował w lochach. Odtąd straszy tu jako Biała Dama. Dzisiaj Mirów znów goni Bobolice, bo za sprawą rodziny Laseckich i on powstaje z ruin.
Bobolicki zamek zrobił to już lat kilkanaście temu, słynąc obecnie na Jurze jako jeden z nielicznych odbudowanych zamków. Cały kompleks pięknie się prezentuje tworząc tak malowniczą scenerię, że upodobali ją sobie twórcy filmowi. Bobolice zagrały Wawel w "Koronie Królów", pojawiły się w teledysku do "Meridy Walecznej". We wnętrzach zobaczyliśmy kilka sal z wystawą zbroi i mebli. Maleńka, ale efektowna jest też kaplica. Cała impreza nie jest bardzo tania, bo wraz ze zwiedzaniem zamku w Bobolicach wyniosło nas to niemal 100 zł naszą ekipą.
Imbramowice leżą w południowej części Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Historia miejscowości sięga XII wieku, kiedy należała do klasztoru Bożogrobców w niedalekim Miechowie. Dziś to w Imbramowicach zaprasza ciekawy klasztor, pamiętający czasy średniowiecza. Ja jednak polecam Ci szczególnie Dolinę Dłubni, która w tej okolicy ma najciekawszy swój odcinek. Wiedzie nim niebieski szlak.
Przeszliśmy go z przyjemnością, dodatkowo zbaczając na szlak czarny po dość dzikim Wąwozie Ostryszni. Cała pętla wyniosła 12 km. Na trasie spotkaliśmy ciekawe źródła - Hydrografów i Strusia, skałki i malownicze obrazki. To miejsce jest bardzo zaciszne, nie spotkasz tu za wielu turystów. My nie natrafiliśmy nikogo, prócz dwóch piesków, które towarzyszyły nam na odcinku kilku kilometrów. Biegły przed nami i sprawdzały trasę, a gdy skręcaliśmy gdzieś, w te pędy za nami goniły. Amelia miała frajdę. Nie powiem, ja też 🙂
Najbardziej żmudny kawałek szlaku wiedzie przez wieś Glanów, bo to główna droga bez chodnika. Zmęczeni chcieliśmy tu przysiąść na chwilę w jakiejś kawiarni, ale takowej nie było 🙂 Toteż w sklepie kupiliśmy ciasto i zjedliśmy je na przystanku. Czy to już uzależnienie? 😉
Jesień w górach w pełni, ale kochani, to już jej ostatnie najpiękniejsze tchnienia. Dlatego wyskoczyliśmy jeszcze raz zobaczyć te cudne pejzaże Beskidu Śląskiego 🙂
Przyciągnęła nas kolejna ławeczka w Wiśle. Ta jednak nie jest tak łatwo osiągalna jak na Cieńkowie, bo stoi na szczycie 🙂 Na jakim? To Czupel o wysokości 882 metry n.p.m. Nie pomylcie z najwyższym szczytem Beskidu Małego o tej samej nazwie. Ale jeszcze Trzy Kopce Wiślańskie odwiedziliśmy tym razem.
Zobacz naszą relację z tej wyprawy, bo jesienne góry zachwycają 🙂
Już zeszłą zimą po Krzakoskiej Skale zachciało mi się kolejnych ławeczek wiślańskich. Ale jako, że w naszych głowach pomysłów podróżniczych rodzi się dużo, dopiero teraz dotarliśmy do słynnej ławeczki na Cieńkowie ponad Wisłą. Chyba każdy chciałby tu przysiąść, z takim widokiem!
Ławeczka stoi na Cieńkowie Niżnym (720 m n.p.m.), obok Rancza Cieńków, na malowniczym grzbiecie Cienkowskim. Dostępna jest praktycznie dla każdego. Dlaczego? Bo można tu wjechać samochodem. Parking znajdziecie pod ranczem i to już kilka kroków do ławeczki. Droga jest asfaltowa, ale stroma i wąska, tak na jedno auto. Przy mijankach jest problem, ale tak naprawdę to niedaleki odcinek. Zobacz, jak jeszcze dostaniesz się do ławeczki i co dalej można zrobić w okolicy? 🙂
Wraz z Doliną Sąspowską odwiedziliśmy też oczywiście cudną Dolinę Prądnika. Razem tworzą Ojcowski Park Narodowy - perełkę Jury Krakowsko-Częstochowskiej. W tej drugiej dolinie już tak cicho nie było, choć nadal bez tłumów. Wspięliśmy się na Jonaszówkę, a później chcieliśmy przejść zielony szlak wiodący skałkami, przez Górę Okopy. Daje on fantastyczne widoki, ale niestety szlak jest obecnie zamknięty. Jaka szkoda.
W ogóle trochę pech nas prześladował w Ojcowie, bo zamknięta była też kawiarnia Niezapominajka (tylko w weekendy po sezonie). W Piwnicy Nietoperzowej nie było żadnego ciasta, a w Muzeum Przyrodniczym akurat była awaria i nie mogliśmy go zwiedzić. Sporo tych niepowodzeń 😉 No ale spacerek udał się przedni po dolince, bo pogoda za to jak żyleta, siadła idealnie 🙂
Za to odwiedziliśmy nieplanowany wcześniej zamek w Ojcowie i tutaj też nas jak zawsze widoki zachwyciły 🙂 Zwiedzania nie ma tu dużo, ale parę ciekawostek można usłyszeć na filmach. Zmęczeni wędrowaniem dotarliśmy do parkingu na Złotej Górze. W sumie pokonaliśmy ponad 10 km, a zajęło nam to ponad 4 godziny.
Zasłużony obiad zjedliśmy w zaprzyjaźnionym Chochołowym Dworze w Jerzmanowicach. To raptem 10 minut jazdy od Ojcowskiego Parku. A jak tu pysznie, dania kuchni polskiej i włoskiej, z sezonowymi akcentami. Na miejscu jest też spiżarnia z przetworami i pokoje hotelowe. Spaliśmy tutaj już nie pierwszy raz, polecamy Wam to miejsce gorąco. Piękny ogród, a w nim widokowy ostaniec, a kilkaset metrów dalej Skałka 502 - najwyższy ostaniec Jury południowej!
Zawsze myśleliśmy o tym miejscu, gdy odwiedzaliśmy słynny Ojcowski Park Narodowy. Baliśmy się jednak dużych odległości z małą Amelką. Teraz zdecydowaliśmy się jednak na spacer przez Dolinę Sąspowską. Wybraliśmy się w tygodniu, by uniknąć tłumów. Ani przez chwilę nie żałowaliśmy, Sąspowska jest śliczna i bardzo urokliwa. To dziki zakątek Ojcowskiego Parku i całkowicie pozbawiony tłumów.
Ruszyliśmy zielonym szlakiem z parkingu płatnego na Złotej Górze. Stanął tu parkomat i mimo, że byliśmy sami, musieliśmy zapłacić aż 25 zł za 5 godzin. Nie było opcji na cały dzień i opłata konieczna jest przez cały tydzień. No trudno.
Szlak początkowo wiedzie przez las, bez specjalnych widoków i atrakcji. Dopiero, gdy weszliśmy po około 15 minutach na szlak żółty, zrobiło się dużo ciekawiej 🙂 Tutaj spacerowaliśmy wzdłuż Sąspówki i skałek, wśród ślicznych widoków. Byliśmy całkowicie sami aż do Jonaszówki, gdzie rozpoczyna się Dolina Prądnika, o której opowiem Wam wkrótce. Słuchaliśmy szemrzącego potoku i śpiewu ptaków. Jesień dodatkowo ozłociła to miejsce! Polecam Wam gorąco taki spacer, a teraz zobacz więcej informacji o dolince!
"Ojczyzno! Nie mogłam Cię obronić, niech Cię przynajmniej uwiecznię".
Tak o Rzeczypospolitej pisała Izabela Czartoryska. Puławy więc na przełomie XVIII i XIX wieku, kiedy zaborcy podzielili się Polską, stały się ostoją polskości. Nie mogliśmy ich pominąć podczas naszej wizyty w tej okolicy.
Kiedyś już spacerowaliśmy po parku, ale nie było nam dane wejść do pałacu. Tym razem przybyliśmy o tej samej porze, kiedy pałac był już zamknięty. Wróciliśmy rano, by zajrzeć do ciekawych wnętrz Muzeum Czartoryskich. Myślę, że każdy Polak powinien zajrzeć do Puław i zwiedzić to miejsce! Aby Wam to ułatwić, przygotowaliśmy nasz przewodnik po Puławach!
Porywamy Was na Srebrną Górę, ale nie tą na Dolnym Śląsku tylko na granicy Tarnowskich Gór i Bytomia. Domyślacie się dlaczego srebrna? Wyobraźcie sobie tu gwarków czyli górników, którzy prostymi narzędziami wygrzebywali z ziemi srebro. I to już od XIII wieku, przez stulecia. Dziś na tym pooranym wzniesieniu rośnie naturalny, piękny las bukowy. Od 1953 roku objęty Rezerwatem Segiet. To zielony azyl idealny na spacer czy wycieczkę rowerową.
W pobliżu wznosi się pomarańczowa hałda popłuczkowa, po dawnym górnictwie w Kopalni Fryderyk. To strefa UNESCO! Ładnie wychodzą tu zachody słońca, ale nam akurat lunęło 😉
Lubicie legendy? Tych o Krakowie jest mnóstwo, a ja chcę Wam dziś opowiedzieć jedną z nich. Taką mało znaną, a związaną z miejscem, które bardzo chcieliśmy odwiedzić 🙂 Na Rynku Głównym, u zbiegu ulicy Szczepańskiej stoi Pałac Krzysztofory - główna siedziba Muzeum Krakowa. A czy wiecie, że ciągnie się pod nim labirynt piwnic? Sięgają aż do Kościoła Mariackiego. Legenda niesie, że czarnoksiężnik Krzysztof ukrył w tych lochach złoto, a pilnuje ich sam diabeł. Pewnego dnia kucharka w pałacu chciała zabić koguta na obiad, ale ten uciekł w podziemia. Gdy go odnalazła, przyznał, że jest owym diabłem i za darowanie mu życia obsypie ją złotem. Miała tylko wrócić do pałacu bez oglądania się za siebie, by tajemnice lochów pozostały bezpieczne. Ciekawość kobieca jednak wygrała i podarowane złoto zmieniło się w śmieci, a cały skarb pozostał w piwnicach pałacu.
Odwiedziliśmy te piwnice spacerując po Krakowie, ponieważ powstała tu nowa stała wystawa "Kraków od początku, bez końca". I choć złota nie znaleźliśmy, to schwytaliśmy inny skarb - wiedzę. Wystawy bowiem to swoisty Kraków w pigułce, podany w pięknej scenerii, w towarzystwie multimediów. Tutaj legenda przeplata się z codziennością. Dodatkowo na piętrach zobaczyliśmy wystawy czasowe, a nawet weszliśmy do bajkowo kolorowej krakowskiej szopki. Również i Wam polecam wizytę w Muzeum oraz spacer po tym pięknym mieście. Zobacz nasz przewodnik ułatwiający zwiedzanie Krakowa!