Kolejka Elka to super atrakcja w Parku Śląskim w Chorzowie, więc postanowiliśmy zrobić taką wycieczkę dzieciom. Jako że Dominika ma poniżej 125cm wzrostu, nie mogliśmy jechać krzesełkami, tylko gondolą. Może i dobrze, bo nie wiadomo jakby się w krzesełkach zachowywała 🙂 W Gondoli jest wygodnie i bezpiecznie, w upał trochę ciepło 🙂
Elka po latach nieużywania, teraz jest nowoczesna i znów cieszy turystów, chętnych nie brakuje 🙂 Trasa jej prowadzi spod Stadionu, gdzie jest stacja do Wesołego Miasteczka, gdzie znajduje się druga stacja. To około 2 km trasy a wiedzie ona ponad główną promenadą tak więc przejazd kolejką to wspaniała okazja do poznania serca Parku Śląskiego. Można przejechać w obie strony lub wybrać tańszą wersję i jechać w jedną stronę a w drugą się przespacerować. My jechaliśmy w obie strony, a spacerek zrobiliśmy sobie tak i tak 🙂
Zobaczyliśmy zwierzątka z zoo zza ogrodzenia i dzieci musiały się przejechać na kucykach, obowiązkowy punkt programu naszych dzieci jak tylko pojawią się jakieś konie. Do tego po Parku Śląskim jeździ ciuchcia na kołach, bryczka oraz pociąg turystyczny. Jest też przystań z wypożyczalnią rowerków i innych wodnych pojazdów. Dołączając Elkę - Park Śląski jest bardzo atrakcyjnym miejscem na wypoczynek rodzinny, a że jest ogromny, można tu bywać kilka razy w roku, a i tak się nie nudzi! 🙂
Będąc w Ogrodzieńcu, nie mogliśmy nie odwiedzić pobliskiego zamku Smoleń, który zmienia się na naszych oczach 🙂 Wycieczka Magdaleny i Longina zaraziła mnie skutecznie, żeby się tam wybrać 🙂
Mury znacznie się poprawiły, sporo się nowych pojawiło, a co najważniejsze można teraz zwiedzać basztę, tzn. wejść po schodach na szczyt i zobaczyć stamtąd piękny widok 🙂 To wspaniale, że się ratuje zamek w Smoleniu, bo ruiny wcześniej groziły już zawaleniem i był zakaz wchodzić na nie, teraz zamek ponownie zachęca do zwiedzania i też od razu widać tu więcej turystów! Polecam odwiedzić "nowy" zamek Smoleń 🙂
Spod parkingu (na razie darmowego) trzeba kawałek iść pieszo, można iść prosto, ostro pod górę, koło tablicy "rezerwat przyrody Smoleń" i przy murach lewą stroną wejdzie się bramą kamienną na teren zamku, ale wygodniej iść nieco dalszą drogą, żółtym szlakiem, który odbija w prawo i okrąża ruiny.
W ubiegły weekend 2-3 sierpnia 2014 miał miejsce na zamku Ogrodzieniec XVII Turniej Rycerski - ciekawa impreza przyciągająca wielu turystów. Skorzystaliśmy z tej okazji, aby odwiedzić ten jeden z najwspanialszych zamków na Jurze, tym bardziej że niedawno został oddany turystom po przeprowadzonych tu pracach renowacyjnych.
Zwiedzanie zamku jest teraz znacznie ciekawsze, można więcej zobaczyć, do większej liczy zakamarków zajrzeć, wspiąć się schodami na basztę po wspaniałe widoki. Zamek jest bardzo dobrze opisany, ponadto otrzymuje się szczegółowy plan zwiedzania, z nazwami poszczególnych części zamku, świetna sprawa. Generalnie trasa jest jednokierunkowa, choć są miejsca, jak schody na basztę, gdzie ruch odbywa się w obu kierunkach, w takie imprezy trzeba się uzbroić w cierpliwość, bo naprawdę sporo turystów chce wówczas zwiedzić zamek. Zresztą to budujące, jak wielu Krajtroterów mamy w Polsce 🙂 Byliśmy w sobotę, pewnie w niedzielę było jeszcze tłumniej.
Turniej odbywał się na dziedzińcu, prócz pokazów walk, tańców i innych turniejów, były też liczne namioty oraz kramy, w których można było nabyć "stroje średniowieczne" jadło czy piwko z lokalnego Browaru Zawiercie. Polecam gorąco to miejsce, nie tylko podczas takich imprez, ale przez cały rok!
W pobliżu odwiedzić też warto Gród na Górze Birów, można kupić wspólny bilet na zamek i Górę, którą widać z zamku. Można podejść pieszo lub podjechać na parking płatny samochodem, stąd 500 m pieszo do Grodu. To również ciekawe miejsce, znacznie cichsze, gdzie wyobrazić sobie można życie naprawdę odległych naszych przodków. Roztaczają się stąd piękne widoki na Jurę, oczywiście na zamek Ogrodzieniec, ale też widać wieżę zamku w Smoleniu.
W sobotę wybraliśmy się do Ogrodzieńca a dokładniej Podzamcza do kompleksu parków rozrywki pod wspólną nazwą Park Ogrodzieniec. Od 4 lat istnieje Park Miniatur, a teraz powstały jeszcze dodatkowo 3 parki - Dom Strachów i Legend oraz Ogród Doświadczeń Fizyczny połączony wejściem z Parkiem Rozrywki dla dzieci, dodatkowo można też skorzystać z toru saneczkowego - świetna sprawa i uciecha nie tylko dla dzieci 🙂
Można wykupić bilety na poszczególne parki lub kupić wspólny bilet na wszystkie parki, tym bardziej że jest rodzinny i w ten sposób wychodzi najkorzystniej. W Parku Miniatur już kiedyś byliśmy, od tego czasu dodała się Jasna Góra, piękna makieta, powala też Wawel - ogromny i wspaniały, w ogóle miniatury są bardzo dbale wykonane i prezentują się bardzo ładnie, dodatkowo jest plac zabaw dla dzieci.
Pozostałe Parki to była dla nas nowość - Dom Strachów i Legend, dla dzieci dość straszny 🙂 można wybrać opcję ze światłem lub bez światła, z dziećmi na pewno polecam ze światłem, dość szybkie zwiedzanie, ale poznaje się kilka ciekawych legend jurajskich. Dom ten leży poniżej Parku Miniatur. Pod samym zamkiem natomiast ulokowały się Ogród Doświadczeń Fizycznych i Park Rozrywki dla najmłodszych oraz przylegający do nich tor saneczkowy. Osoby w każdym wieku znajdą tu coś dla siebie, dla dzieci naprawdę wielka frajda, a tor saneczkowy spodoba się każdemu, jest bezpiecznie, samemu kontroluje się szybkość jazdy.
Tresna, Czernichów i Międzybrodzia - Bialskie i Żywieckie to fantastyczne rejony, przy ładnej pogodzie te tereny zachwycają swą urodą! Rozlewają się tutaj 2 jeziora połączone rzeką Sołą. Jezioro Żywieckie jest bardziej dla sportów wodnych i rekreacji na sprzęcie wodnym, znów Jezioro Międzybrodzkie jest bardziej do leżakowania choć i sprzęt wodny tutaj też jest dostępny.
Idąc tym torem na jeziorze żywieckim wypożyczyliśmy sobie rowerek a właściwie samochód i w rejs 🙂 Piękne widoki na zaporę w Tresnej, na góry, na przystanie i ośrodki wypoczynkowe. Mijał nas też statek, który kursuje po jeziorze Żywieckim.
Po rejsie wybraliśmy się na plażę w Czernichowie, to już nasze stałe miejsce 🙂 Fajnie, trawiasto, jest plac zabaw, są też rowerki do wypożyczania, jest bar i ubikacje (1 zł). Wejście i parking są darmowe, choć przy przywleczeniu ze sobą lodówki turystycznej trzeba zapłacić 20 zł. My byliśmy tylko z plecakiem, więc spoko. Byliśmy wcześnie rano, po 10.00 i dobrze, bo około południa już było mnóstwo ludzi i problem z parkowaniem.
Żywiec to zdecydowanie miasto, które żyje, Park Zamkowy inaczej Park Habsburgów, to miejsce niezwykle atrakcyjne, już u wlotu stoi pięknie utrzymany Zamek, udostępniony dla turystów jako Muzeum. Prócz pięknego dziedzińca z arkadami zobaczyć można ciekawe wystawy, np. jak zamek wyglądał w poszczególnych wiekach i znaleziska z wykopalisk archeologicznych, szokująca jest też wystawa narzędzi tortur. Pierwszy raz się trochę wgryzłam w temat, przyjrzałam się poczytałam, no i masakra. Nie takie złe czasy mamy 🙂
Obok zamku stoi pałac, również ładnie odremontowany, a zaraz za pałacem niewielki park miniatur. Poza zabytkami Park jest po prostu ładnym zielonym miejscem, cichym i z miejscami ustronnymi. Jest popularny Domek Chiński - kawiarnia, staw, fontanna, place zabaw, alejki, drzewa pomnikowe, wszystko oznaczone. A na skraju parku powstała wspaniała atrakcja dla dzieci, co ważne darmowa - stajnia miejska i mini zoo. Są tu konie, na których nawet można się przejechać. Są też inne zwięrzątka - daniele, kózki, pawie, osiołki, ptaki itp. Frajda dla dzieci. Tak więc odwiedzenie Parku w Żywcu nie zrujnuje kieszeni a da wiele zabawy dzieciom i dorosłym. Obszar jest dość duży, więc spokojnie można tu spędzić i pół dnia. A w pobliżu jest Konkatedra, Rynek, lodziarnia i smaczne jedzonko. Bez dzieci można też wybrać się na zwiedzanie Browaru (wejście od 18 lat), my jeszcze musimy trochę poczekać, kupiliśmy tylko kufle, bo stłukliśmy niestety 🙂
Wczoraj, czyli w środę wybraliśmy się na Leskowiec (922 m n.p.m.) w Beskidzie Małym. Podjechaliśmy do Targoszowa i stamtąd ruszylismy żółtym szlakiem do góry. Na początku zaraz za zabudowaniami Targoszowa szlak jest dość uciążliwy, kamienisty i stromy, wąski wąwóz, koryto górskiego potoku, tyle że suchy, choć jak się przekonaliśmy nie zawsze 🙂
Potem robi się łagodniej i już pod szczytem Leskowca jest szeroko i przyjemnie 🙂 Całą drogę towarzyszyło nam słońce, choć pogoda była niepewna. Gdy zobaczyliśmy szczyt Leskowca, z krzyżem i szalasem, zobaczyliśmy też burzowe chmury i zaczęło pomrukiwać burzowo i popadywać. Nie wiedzieliśmy co dalej, z powrotem do auta czy do schroniska, ale Natalia była wystraszona i w telewizji usłyszała, że jak burza idzie to do najbliższego schroniska 🙂 No więc do schroniska. Na szlaku nie spotkaliśmy ani jednej osoby, na Leskowcu nikogo, za to w schronisku pełno ludzi. Jak już się rozsiedliśmy i zamówiliśmy zupki to się rozpadało na dobre, choć burza przeszła bokiem. Tym sposobem siedzieliśmy w schronisku na Groniu Jana Pawła II dość długo 🙂 Jak trochę przeszło, ruszyliśmy w dół. Pogoda się poprawiała i do auta już doszliśmy w słońcu. Fajna wycieczka, szkoda, że piękne widoki z Leskowca trochę były zakłócone o oglądane naprędce 🙂
Sucha Beskidzka to miasto w Małopolsce, przy granicy z woj. śląskim. Słynie z zamku i Karczmy Rzym i tak raz do roku sobie ją odwiedzamy, z kilku powodów, poza tymi atrakcjami to jeszcze ciągnie nas tam targ, taki wiejski ze zwierzątkami no i kremówki, bardzo dobre 🙂
Ale tak tam jeździmy od iluś lat i mamy co roku wrażenie, że to miasto turystycznie zamiera, niby fajnie, bo takie atrakcje, a jednak nic się tam nie dzieje. I to trochę paradoks bo w zamku jest szkoła turystyczna, tak sobie z Łukaszem mówiliśmy, że powinni burzę mózgu na zajęciach zrobić albo temat zaliczeń dać, jak by tu Suchą ożywić. Bo okoliczne miejscowości, zresztą w całej Polsce, się odnawiają. Unijne pieniądze wszędzie widać, a to remonty, a to nowe rzeczy budują, nowoczesne place zabaw, parki rozrywki, atrakcje, rynki się odnawiają, cokolwiek, a tu nic, wszystko po staremu...
Nie wiem, czy też macie takie wrażenie, czy znacie Suchą, ale jakoś tak już od kilku lat nam się takie refleksje nasuwają.
Myślałam, że Zamek Bolczów to popularna atrakcja, bo nazwa dobrze mi się kojarzyła, gdzie sporo turystów i pewna droga na zamek. A tu jednak mała pomyłka 🙂 Podjechaliśmy po Pałacu w Janowicach Wielkich do miejsca w lesie, z tabliczką Rudawski Park Krajobrazowy i Łukasz mówi że tu pieszo.
Wyszliśmy z auta i dwie ścieżki z różne strony no i już zonk. Widzę babulinka zbiera jagody to zapytam, no więc ona mówi, można tu, można i tu, ale ona to w ogóle jeszcze inną drogą jeździ, no chyba na rowerze 🙂 No ale jak można i tu i tu to wybieramy na czuja jedną z dróg i idziemy. Idziemy i idziemy, a zamek na Gps nam się dziwnym trafem oddala jakoś tam bockiem niż przybliża, mimo że dość ciekawie jest, bo ścieżka edukacyjna nam towarzyszy, to jednak dzień wyjazdu do domu, więc już konie poczuły siano i tak łazić bez celu trochę nie bardzo się chce 🙂
Więc wracamy do auta, wyciągamy z GPS co się da i jedziemy w inne miejsce, tu znów tabliczka Rudawski Park Krajobrazowy, ale do tego jest tabliczka Zamek Bolczów - 0,30 h, no więc jakoś tak to już lepiej wygląda, ruszamy zielonym szlakiem. Zaraz na początku niezła zagwozdka bo znów skrzyżowanie ścieżek i można aż w 3 strony świata iść, ale jako że się nam ludzie pojawili i idą w tym kierunku który i nam się słuszny wydawał, to ruszamy za nimi. W drodze jemy jagódki 🙂
No tak na jagodach i omijaniu kałuż po nocnej burzy zeszła nam droga aż do zamku. A zamek Bolczów to ciekawe, tajemne ruiny, ogólnie udostępnione w sposób wolny i swobodny, można łazić i włazić gdzie się chce, więc korzystamy z tego do woli 🙂 Jak informuje tablica, początki zamku sięgają XIV wieku, a wystawiony został na granitowych skałkach, całkiem słusznej wysokości. Od razu Jura mi się skojarzyła tylko że tam wapienie 🙂
W Szklarskiej Porębie najbardziej zależało mi na wodospadach, więc od tego zaczęliśmy. Jako że trzeba trochę znów iść, szczególnie do Kamieńczyka, a dzień to był ostatni przed wyjazdem, więc dzieci były trochę zmęczone, dostały małe prezenty na zachętę 🙂 Potem jeszcze obiecaliśmy Dinopark. Trza całe życie kombinować z dziećmi 🙂
Wodospady są piękne, do Wodospadu Szklarki idzie się niedługo, poprzez ładny lasek, po nocnej ulewie, mimo upału, aż woda stała w powietrzu, wszystko parowało, fajnie. Parking był tu za darmo, trzeba kupić natomiast bilet do Karkonoskiego Parku Narodowego.
Z Wodospadem Kamieńczyka sprawa wygląda inaczej. Tu parking płatny, potem trzeba dość długo iść pod górę, około 30 minut, za Park się nie płaci, ale za wejście na obszar wodospadu, otrzymuje się kaski i po metalowych schodach schodzi ponad rzekę i dochodzi do miejsca widokowego na wodospad. Malowniczo i ciekawie! Niedaleko parkingu można też podejść do wysokich Kruczych Skał - zagospodarowanych na sporty ekstremalne, naprawdę dla ludzi o mocnych nerwach 🙂
Przez centrum Szklarskiej tylko przespacerowaliśmy i udaliśmy się do Dinoparku, łamiąc się czy wchodzić, bo ewidentnie się na burzę zbierało. No ale obiecaliśmy. Kasę zabuliliśmy i idziemy, wszystko ok, nie jest zły ten dinopark, tylko denerwujące to, że bilety nie aż tak tanie, a to, co najciekawsze, płatne osobno, kolejka dla dzieci - płatna - małpi gaj - płatne, no to za co się płaci, za kilka modeli, namiotów i tablice. Gdyby po jednym przejściu w Małpim Gaju i jednej przejażdżce kolejką dodali do biletu to znacznie bardziej zadowoleni wszyscy by wychodzili, a my nawet nie zdążyliśmy skorzystać porządnie z darmowych atrakcji, bo je zalał nam deszcz. No cóż 🙂
To była całodzienna objazdówka, nasz najdalszy wyskok na zachód 🙂 Najpierw odwiedziliśmy zamek Świecie, stoją ruiny, mysleliśmy że tylko z zewnątrz nam się uda pooglądać, ale zjawił się właściciel i za symboliczne 5 zł od dorosłego wpuścił nas na teren zamku i opowiedział trochę o historii a głównie o jego pracach remontowych i planach na przyszłość. No wiec zamek od kilku lat już jest odgruzowywany, odchaszczany i ratowane są mury, część już została odbudowana...
Na Śnieżce spędziliśmy cały dzień i nie mieliśmy wtedy czasu ani tym bardziej sił, żeby zwiedzić Karpacz a nie mogliśmy go sobie podarować więc w niedzielę wybraliśmy się na spacer do Karpacza i pobliskich Kowar, bez większych planów.
Oczywiście kolejny wodospad musieliśmy zaliczyć 🙂 Tym razem Dziki Wodospad, urokliwy jak i inne. Potem poszliśmy na deptak, muszę przyznać i mam nadzieję, że nikogo nie urażę, że Karpacz jako miasteczko, nie licząc atrakcji, bardziej mi się podoba niż Szklarska Poręba, która jest trochę rozstrzelona. W Karpaczu jest ładny długi deptak i odwiedzając go wiadomo, gdzie trzeba iść, by to miasto sobie pooglądać 🙂 Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się na Skwerze Zdobywców, to dla mnie miejsce bardzo ciekawe i ważne, bo uwielbiam sobie poczytać o górach wysokich i jest mi to bliski temat. Więc z "Wandą" musiałam sobie zrobić zdjęcie 🙂 Fajny na deptaku był wąż z wodą puszczony, żar się lał z nieba więc to była uciecha 🙂
Po Karpaczu wybraliśmy się do Kowar, jakiż kontrast Karpacz tłumny i gwarny i totalnie ciche Kowary, choć Starówka mnie oczarowała bardzo ładna. Dobrze, że jednak wyszliśmy z auta bo się łamaliśmy, upał, zmęczenie i jeszcze Dominika usnęła... Dlatego sobie Park Zabytków DŚ odpuściliśmy podjechaliśmy tylko do 3 pałaców, bo były na wykazie Doliny Pałaców i Ogrodów ale specjalnie nie ma co polecać - 1 to hotel Pałac Smyrna, drugi pałac Ciszyca w złym stanie i zamieszkany, a trzeci najładniejszy ogrodzony i tak ukryty, że nijak dojrzeć a co dopiero dojść 🙂