Przy okazji licznych tegorocznych jurajskich wojaży aż dwa razy zajechaliśmy do pięknej Modlnicy, którą wcześniej znałam tylko ze zdjęć. Raz to było w Walentynki, jeszcze w śniegach, drugi raz w kwietniu. W centrum tej niewielkiej wioski, przy przystanku, stoi zabytkowy kościółek Św. Wojciecha i MB Bolesnej z XVI wieku, na Szlaku Architektury Drewnianej w Małopolsce. Ponoć sam Św. Wojciech miał się tutaj modlić i dokonywać chrztów, stąd wzięła się nazwa miejscowości. Naprzeciw...
Czy Wam też zdjęcie ruin z tego ujęcia przypomina egipskiego sfinksa?? Ja go widzę cały czas 🙂
Gorąco polecam Bydlin - byłam pierwszy raz i jestem zauroczona tym miejscem. Nie znajdziesz tu cudnych zabytków, wielkiego przepychu i tłumów ludzi. To takie zaciszne miejsce pełne zadumy, z każdego zakątka wieje historią dalszą i bliższą, atmosfera wyraźnie mówi tu o przemijalności tego świata.
Niedaleko Bydlina zwiedzić można Wolbrom — miejscowość o małomiasteczkowym klimacie, która jako jedna z nielicznych zachowała prawa miejskie. Na uwagę najbardziej chyba zasługuje tu drewniany kościółek Mariacki - dawny kościół szpitalny (ul. Mariacka). Modrzewiowa świątynia jest pięknie odnowiona, choć kiedyś pozostawała już w ruinie. Niedaleko jest obszerny Rynek, ponad którym góruje murowany Kościół Św. Katarzyny. Całkiem na północy rozlewa się Zalew Wolbromski, miejsce na przyjemny spacer wśród przyrody i ptactwa wodnego.
Bliżej Krakowa warto odwiedzić Dolinę Rudawy, jedną z ostatnich niezabudowanych podkrakowskich dolin, choć i tutaj już się proces zabudowy rozpoczyna. Bardzo malownicze miejsce, gdzie lasem szlakiem można dotrzeć na historyczny ostaniec Skała Kmity owiany legendą i wiszący niemal ponad główną drogą. A dołem wije się Rudawa. Legenda mówi o tragicznej miłości rycerza Kmity do Bonerówny, która nie skończyła się szczęśliwie przez fortel ojca dziewczyny i rycerz w rozpaczy rzucił się ze skały w przepaść.
Niedaleko Rudawy odwiedzić można Pisary, z dawnym lamusem i zabudowaniami dworskimi. Dopiero teraz się dowiedziałąm, skąd wzięło się powiedzenie "nadaje się do lamusa". Lamusy bowiem służyły jako magazyny, początkowo na bardzo cenne rzeczy, a z czasem, kiedy powstało ich więcej w Polsce, na narzędzia i tzw. rupiecie.
Mstów jest bardzo ładny, tak szczerze mówiąc to pierwszy raz byłam w tej miejscowości, ale cieszę się z tego, bo wcześniej może nie był tak ciekawy i bym się zniechęciła. Teraz wydał mi się bardzo atrakcyjny, kilka zabytków jest, owszem, ale najbardziej urzekły mnie tereny rekreacyjne nad Wartą. Poprowadzona ścieżka wapienna, która prowadzi od Urzędu Gminy nad Zalew Tasarki, pod nogami co rusz podziwialiśmy charakterystyczne amonity - skamieniałości. Wzdłuż trasy powstały kamienne altanki oraz plac zabaw dla dzieci. Nad zalewem jest ładny drewniany pomost i piaszczyste plaże.
Po drodze mijaliśmy Skałę Miłości - ciekawy ostaniec, na który można wspiąć się po kamiennych schodkach i podziwiać okolicę oraz klasztor. Klasztor stoi zaraz za Urzędem, w kierunku północnym, otacza go mur z 11-stoma basztami. Każda z nich wygląda inaczej, przez co jest tak autentycznie... Zespół klasztorny w Mstowie, a dokładniej na Wancerzowie to jeden z najstarszych ośrodków życia zakonnego w Polsce, jego początki sięgają XII wieku i przetrwał on do dziś.
Ponadto w Mstowie zobaczyć można dawne stodoły - murowane i drewniane, stojące na Górze Sciegna, a poniżej ich zabytkową kaplicę cmentarną Św. Wojciecha. Na granicy z Częstochową wznosi się Przeprośna Górka - miejsce postoju pielgrzymów zmierzających na Jasną Górę, którą już stąd widać.
Przy okazji wizyty na Jurze odwiedziliśmy oczywiście Częstochowę i Jasną Górę. Pierwszy raz widziałam tak pustą Jasną Górę, było to w środku tygodnia, przed godziną 10.00 i po prostu można było spokojnie tu pochodzić, w bazylice było pusto, na Wałach pusto, we wszystkich Muzeach pusto, jedynie przed Obrazem była sporo pielgrzymów. Odwiedziliśmy wiele ciekawych zakątków, które zwykle pomijamy, byliśmy w Skarbcu, Arsenale, w Sali Rycerskiej, nawet Golgotę Dudy Gracza pooglądaliśmy.
Po Jasnej Górze odwiedziliśmy też kilka atrakcji samej Częstochowy. Najpierw najładniejszy kościół - św. Jakuba - dawna cerkiew, potem Ratusz - Muzeum w Częstochowie. Tutaj zmiany, plac między tymi obiektami wyłączony z ruchu stał się atrakcyjniejszy niż kiedyś. Potem Alejami NMP do kościoła Św. Zygmunta - najstarszej parafii w mieście (kościół stoi pomiędzy Placem Daszyńskiego a Starym Rynkiem), nieco w bok, na ulicy Krakowskiej wznosi się potężna archikatedra św. Rodziny - największy kościół w Częstochowie i niemal największy w Polsce.
Jeszcze dalej przespacerowaliśmy się do Muzeum Zapałek na ul. Ogrodową, ale nie zwiedzaliśmy tego ciekawego Muzeum, a szkoda, nie było czasu, za to z zewnątrz nic ciekawego. Potem już autem podjechaliśmy do Parku Miniatur Sakralnych na Złotej Górze (ul. Złota). Bardzo fajne miejsce, w kamieniołomie, ale na razie to jeszcze plac budowy, ponowne otwarcie w kwietniu. Ma tu stanąć największy pomnik Jana Pawła II. Buduje się też Park Atrakcji.
Słoneczny dzień na Jurze, wspaniałość, choć zieleń jeszcze nie ta, to pięknie już jest krainie białych ostańców. Tym razem porządnie zwiedziliśmy szopkę Pana Jana Wewióra - super człowiek z pasją, wspaniały rzeźbiarz, który okrasza wizytę ciekawymi opowieściami.
Szopka tworzy się już 15 lat, kryje 800 figurek, 300 ruchomych, prócz Świętej Rodziny zobaczyć tu można tradycyjną rodzinę polską, pracującą i obiadującą. Jest i sam artysta twórca, który rzeźbi sobie swe figurki z drzewa lipowego. Zeszliśmy też do lochów w jego skalistej piwnicy, a tu inscenizacje wydarzeń z dziejów zamku i ... Pan Wewiór, podobnie jak ja uwielbia Anioły, rzeźbi je chyba każdego dnia, poza tym że zdobią szopkę, można je kupić za 30 zł (35 kolorowe). Poza tym dzieło artysty - 7-metrowy wyrzeźbiony Anioł Stróż przy trasie z Częstochowy wita turystów i strzeże mieszkańców.
Olsztyn poszczycić się też może nowym Rynkiem - zrewitalizowany plac od kilku miesięcy jest ozdobą tego miejsca. A za kościołem zobaczyć można nowy nie nowy Spichlerz drewniany. XVIII-wieczny cenny zabytek przeniesiono z Borowna i teraz stał się ozdobą Olsztyna, zrekonstruowano go pod ruinami zamku.
To nie była zaplanowana wycieczka, tak się złożyło, że musieliśmy być w Krakowie w czwartek, ale jak tu nie skorzystać z okazji, żeby trochę w okolicy pobuszować. Pogoda totalnie nie dopisała, raz padał śnieg, raz bardziej deszcz, ale urok tego miejsca wziął górę 🙂
Ojcowski Park Narodowy jest piękny, ale jako że mrok się zbliżał, a jeszcze chcieliśmy wstąpić na zamek w Pieskowej Skale, nie przechodziliśmy całej doliny Prądnika.
Na zamku w Pieskowej Skale jeszcze zdążyliśmy wejść na dziedziniec, ale już robiło się ciemno, latarenki zapłonęły, a Pan za nami już zamykał bramę. Szkoda, że tak krótko mogliśmy cieszyć oczy magicznym zakątkiem tak blisko Krakowa...
Na trasie Olkusz-Kraków, przy samym Krakowie ulokowały się wspaniałe, malownicze tereny objęte ochroną i nazywane popularnie Dolinki Podkrakowskie. Jedną z nich odwiedziliśmy naprędce. Odwiedziliśmy kościół w Bolechowicach, pałac w Bolechowicach (ogrodzony niedostępny dla turystów), a potem dworek w Karniowicach (własność prywatna, niedostępna dla turystów).
Spod Dworku spacerek do malowniczej Bramy Bolechowickiej złożonej z olbrzymich ostańców skalnych ułożonych na kształt ogromnej bramy. Tu rozpoczyna się rezerwat, ale jego odwiedzenie zostawiliśmy sobie na lepszą pogodę, kiedy widoki będą bardziej zachwycające. Po drodze znajduje się punkt widokowy, skąd roztacza się wspaniała panorama na południowe krańce Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Najpierw stajemy w Zielonej - dzielnicy Kalet, w której przy jeziorze stoi dawny pałac - Leśniczówka Donnersmarcków, która służyła im podczas polowań. Niegdyś, za ich czasów, istniał tu rozległy ogrodzony zwierzyniec, w którym mieszkały daniele, sarny i inne leśne zwierzęta.
Tuż obok pałacu rozlewa się Jezioro Zielona, wczoraj ośnieżone i w większości oblodzone. Zbiornik składa się z dwóch jezior, wokół których powstała scieżka dydaktyczna, która stanowi również trasę rowerową, trasę narciarstwa biegowego i nordic walking. Jej długość to 9 km. Ścieżka nosi nazwę Zielona Pętla i jest bardzo malownicza. Z alei rozdzielającej oba zniorniki można zobaczyć stary zabytkowy młyn, stojący na wyspie mniejszego stawu. Na jeziorach zobaczyć można kaczki i łabędzie. Po drodze w lesie napotkaliśmy na kulig 🙂
Pałac w Nakle Śląskim, a właściwie zamek powstał w stylu angielskiego gotyku w 1858 roku, za sprawą Łazarza IV - syna Hugo Henckel von Donnersmarck z katolickiej linii bytomsko-siemianowickiej (innej niż w pobliskim Świerklańcu). Wcześniej istniał tu ponoć murowany zamek od XVI wieku.
Również z inicjatywy Łazarza wybudowano w Nakle Śląskim kościół parafialny oraz stojące za nim Mauzoleum rodowe. Żona Łazarza - hrabina Maria, doprowadziła natomiast do powstania Domu Sierot obok pałacu. Jeszcze niedawno w pałacu mieściło się Technikum Rolnicze, obecnie pałac jest remontowany i powstanie tu Centrum Kultury Śląskiej, z częścią wystawową i przeznaczoną na warsztaty kulturalne.
Przy okazji dzieci miały frajdę na sankach, miał być też bałwan, ale śnieg nie chciał współpracować, a szkoda, bo nawet marchewkę wieźliśmy dla niego 🙂